piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 10

Nie wiedziałam co powinnam zrobić. Ewakuować siebie i rodziców (Justina najwidoczniej nie było) lub zobaczyć co jest grane. Nie widziałam ognia, jedynie rozprzestrzeniający się dym. Może jednak Justin tam jest i śpi ? Co jeżeli tak właśnie jest ? Cholera może mu się coś stać. Nie myśląc długo, biegiem poleciałam do swojej łazienki i nalałam wody do wiadra. Nie wiedziałam czy dobrze robię. Mądre może to i nie było ale w takich sytuacjach racjonalne myślenie się najzwyczajniej w świecie nie udaje. Ostrożnie weszłam na korytarz. Czułam ten charakterystyczny zapach. Zapach spalenizny. Duszący i w pewnym stopniu dręczący. Otworzyłam uchylone drzwi. Już na początku zobaczyłam płomienie. Jedynie co się paliło to firana. Natychmiastowo wylałam całą wodę, gasząc przy tym ogień. Rozejrzałam się dla pewności czy na pewno jest już bezpiecznie. Okno było całkowicie otwarte. Wychyliłam się aby wziąć oddech świeżego powietrza. Nagle usłyszałam szelest krzaków na zewnątrz. Wychyliłam się jeszcze bardziej. Cisza. Rozglądałam się wszędzie. Może to wiatr ? (pieprzyć to, że wcale nie wieje) Jakieś zwierze ? Całkiem możliwe. Wszędzie roi się od różnych ptaków, ssaków i innych większych lub mniejszych stworzeń. Wtedy zobaczyłam w tych krzakach czarną postać. Całkowicie mnie zaszokowało. Przez moment mnie zamurowało.
-Justin ?- powiedziałam cicho mając nadzieję, że dostanę odpowiedź potwierdzającą. Nic z tego. Po tych słowach zobaczyłam, że ten ktoś ucieka. Minęła dosłownie sekunda a go już nie było. Minęło jakieś 10 minut zanim się ocknęłam. Pierwsze pytanie które mi się nasunęło do głowy to kto to i co do cholery tam robił. Pierwsza odpowiedź jaka mi się nasunęła ? Justin. Przecież on nie wrócił do domu. On mógł śmiało siedzieć w tych krzakach. To by świadczyło, że próbował podpalić dom ? Absurd. Po co miałby to robić ? Przecież ogień był w pokoju Justina. Nie, to, że Justina nie ma w domu nie musi od razu oznaczać, że to on za tym stoi. Przecież to nie ma sensu. Chociaż kto inny mógłby to zaplanować ?

Obudziłam się, oczywiście niewyspana. Zbyt dużo na głowie, zbyt dużo wydarzeń powodujących to, że myśli nie dają spokoju. Kiedy już się zaśnie, nie ma ulgi. Wtedy kontrolę przejmują koszmary. Dla zróżnicowania one cię dobijają i nie dają odpocząć. Leniwie stałam i podeszłam do szafy zabierając ubrania na dzisiaj. Następnie weszłam do łazienki i załatwiłam poranną toaletę. Nie musiałam się śpieszyć. Dzisiaj sobota. Dzień wolny od szkoły. Dzień wolny od Carey (chociaż nigdy nie wiadomo) Zdałam sobie sprawę, że nie powiedziałam rodzicom o tym co miało miejsca w nocy. Powinni wiedzieć, że usmażyliby się w własnym domu ? W sumie nie było aż tak źle. Szczerze, nie wiedziałam co zrobić w tej sytuacji. Postanowiłam sama się jakoś dowiedzieć czy to Justin za tym stoi. Zeszłam na dół. Czekało na mnie śniadanie i rodzice. Justina ciągle nie ma ? Czy to jest podejrzane ? 
-Justin jest ? - zapytałam próbując udawać obojętną. 
-Przyszedł nad ranem a teraz siedzi zamknięty w swoim pokoju.- oznajmił tata popijając kawę.
Usiadłam i zaczęłam jeść chociaż nie miałam na to ochoty. Usłyszałam dźwięk swojego telefonu. Przyszedł esemes. Wyciągnęłam telefon i otworzyłam wiadomość. Była od Lauren- żadne zaskoczenie. 

"Musimy pogadać. Możemy do ciebie przyjść ? W sensie ja i Toby. Pilne." 

Toby w moim domu ? Niby z jakiej racji ? Jednak nie miałam wyboru. Wiem, że Toby jest dla Lauren bliski i powinnam go jakoś zaakceptować. Chociaż spróbować.

"Dobra, możecie przyjść." 

Po chwili dostałam kolejny esemes: 

"Czekaj na nas, za 15 minut będziemy." 

Dałam naczynia do umywalki a potem weszłam na górę. Zatrzymałam się na korytarzu. Chciałam wejść do pokoju Justina i tak po prostu go zobaczyć. Tak wiem- idiotyczne. Ostatecznie jednak weszłam do swojego pokoju i zaczęłam ogarniać ten syf który się tu nagromadził. Dość długo nie "przyjmowałam" gości więc trudno się nie dziwić. Jak mam doprowadzić do porządku ten burdel w 15 minut ? Przynajmniej pościelę łóżko a resztę najzwyczajniej rzucę do szafy. Powierzchownie czysto. Usiadłam na łóżko i czekałam na tą dwójkę. Tak w zasadzie po co chcieli ze mną pogadać ? Na jaki temat ? Zgaduję, że znowu to samo- Justin. Usłyszałam dzwonek. Szybko zeszłam po schodach i otworzyłam drzwi. Jak się nie myliłam stali tam Lauren no i oczywiście Toby. Do końca miałam nadzieję, że może coś mu wypadnie. Niestety pojawił się. 
-Cześć.- powiedziałam opierając się o ścianę. 
-Hej.- przywitała się Lauren wchodząc do środka. Zamknęłam za nimi drzwi. Weszliśmy na górę.
-On jest u siebie ?- wyszeptała Lauren. Kiwnęłam potwierdzająco głową a następnie weszłam do pokoju. 
Usiadłam na łóżku a Toby i Lauren oparli się o drzwi zamykając je. 
-Więc o czym "pilnym" chcieliście pogadać ?- zapytałam kierując spojrzenie na nich.
-Poważnie Justin pobił się z Willisem ?- powiedziała Lauren z niedowierzaniem. 
-Tak. Nie pytaj mnie dlaczego, bo szczerze nie wiem.- oznajmiłam cicho aby Justin nic nie usłyszał. 
Toby stał i nic nie mówił. Tak jakby nad czymś myślał. Był tym pochłonięty. 
-Mówiłam, że on jest jakiś nienormalny.- dodała Lauren już nie tak cicho.
Nagle zauważyłam, że drzwi się otwierają. Zobaczyłam w nich Justina. Zatrzymał wzrok na Tobym. 
-Co ty tu robisz ?- zapytał Justin z wyczuwalnym napięciem wpatrywał się w Tobiego.
-To wy się znacie ?- wstałam i podeszłam bliżej Justina. 
-Czego tu szukasz ?- kontynuował dalej Justin. Wzrastała u niego złość. 
-Ty nic nie wiesz, musimy pogadać.- rzekł Toby. 
-O co chodzi ? Znasz go ?- Lauren najwidoczniej była zaskoczona. 
-Mogę ci wszytko wyjaśnić.- rzekł Toby ciągle gapiąc się na Justina.
-Nie potrzebuję wyjaśnień.- Justin wolnym krokiem podchodził do Tobiego. -Wiem, że jesteś taki sam jak oni.- stał już na przeciwko Tobiego.
-Musimy pogadać.- zakomunikował Toby.
-Jedyne co musisz to wyjść i to w tej chwili.- warknął i szturchnął go a potem wyszedł z pokoju.
Toby nie czekając poleciał za nim. Co to miało być ? Cholera, wszystko jest takie popieprzone.

Justin 

Byłem już do reszty wkurwiony. Wyszedłem z domu aby ochłonąć jednak chwila potem znowu powróciły te emocje. Znowu tu był. 
-Masz 50 sekund, potem możesz spieprzać albo pożałujesz.- odwróciłem się i stałem na przeciwko Tobiego. 
-Słuchaj, ja chciałem z nimi skończyć ale nie mogę...- powiedział stojąc sztywno. 
-Jak nie możesz ? Daruj sobie takie pierdolenie.- warknąłem powstrzymując swoją złość. 
Toby spuścił głowę w dół. 
-On powiedział, że...- wyszeptał nie podnosząc wzroku na mnie. 
-Twój czas się skończył.- odepchnąłem go a potem sam podszedłem do drzwi. 
-Nie mam wyjścia, groził że ją skrzywdzi.- usłyszałem za plecami jego głos. 
Nie wiedziałem co myśleć. Może to kolejne kłamstwo, aby mnie zniszczyć ?  

*** 

No więc jest 10 rozdział ! Serio, nie przypuszczałam, że dociągnę do 10 rozdziału. Myślałam, że się poddam już na starcie ale dzięki wam i waszym komentarzom dalej piszę to opowiadanie. Mam nadzieję, że je dokończę. : )
Jeżeli chodzi o sam rozdział to wiem- późno. Gdy miałam początek uznałam, że jest do dupy i usunęłam potem jakoś mi nie szło pisanie i ostatecznie nie jestem zadowolona. Na dodatek jest krótki, kolejny minus.  Następny rozdział będzie lepszy, bo zaistnieje jakieś zbliżenie pomiędzy Justinem i Niną, heh. Powinien pojawić się przed szkołą, czyli prawdopodobnie w niedzielę. Zależy też od komentarzy.
Jeżeli to czytasz to proszę skomentuj. To mnie strasznie motywuje. Dziękuję za wszystkie komentarze i wejścia. <3

CZYTASZ=KOMENTUJESZ 

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 9


Stałem oparty o swoją szkolną szafkę. Jakoś nie potrafiłem się skupić na niczym, co gorsza nie wiedziałem co jest powodem. Może wiedziałem ale nie chciałem tego dopuścić do swojego umysłu. Nie wcale mnie nie obchodzi ona i jej problemy. Nie, w żadnym wypadku. Choć może w małym stopniu... W zasadzie to interesuje mnie jedynie po co to robi. Każdego by interesowało prawda ? Co ją tak skrzywdziło ? Wydawało mi się, że jest pieprzoną, typową nastolatką. Ma wszystko za pstryknięciem palca. Przynajmniej jej zachowanie o tym świadczyło.  Zresztą po co mam sobie zatruwać tym głowę. To mnie nie dotyczy prawda ? No bo jej nic nie zrobiłem... może jednak byłem zbyt ostry ? Przejęła się tym, że parę razy nazwałem ją suką bo tak mam w nawyku ? Nie, przecież była załamana. Gdy na mnie spojrzała... jej oczy.. jej oczy były przerażone. Pełne smutku. Żalu. Po tym całym zajściu mam inne odczucia co do niej. Nie jest taka na jaką mi się wydawała. Kurwa, dość tego. Mam ważniejsze sprawy na głowie. Ważniejsze niż ona. Zadzwonił dzwonek na lekcję. Najchętniej urwałbym się z reszty lekcji, choć wiedziałem, że nie mogę. Mam w dupie to wszystko, ale nie chciałem na razie mieć problemów. Uwierzcie mam ich wystarczająco. Szedłem korytarzem. Zauważyłem, że niedaleko stoi Carey, trzymając książki w ręku. Jak widać miał dyżur. Śmieszył mnie ten widok, nie wierzyłem że to wszystko dzieje się na serio. Musiałem go ignorować, choć nie miałem na to ochoty. Byłem już bardzo blisko. Wtedy on się obrócił. Spojrzał na mnie i szyderczo się uśmiechnął. Nie chciałem zwracać na to uwagi, ale nie mogłem się powstrzymać. Zatrzymałem się na przeciwko niego. Staliśmy niemal twarzą w twarz.
-I co Bieber, znów się widzimy.- powiedział cicho.
-Niestety.- wyszeptałem.
-Trzymaj się od niej z daleka.- warknął rozglądając się po korytarzu.
-Kogo masz na myśli ?- zapytałem domyślając się odpowiedzi.
-Nie zgrywaj idioty, zostaw ją albo pożałujesz.- powiedział z złością. 
-Posłuchaj mnie, nie będziesz dyktować mi co mam robić. Uwierz mi mam głęboko w dupie ciebie i tą twoją ekipę. Nic nie możecie mi zrobić, nie mi.- odezwałem się pewnie.
-Jesteś tego taki pewien ? Gdym chciał mógłbym Ci zniszczyć życie.- wyszeptał prosto w moją twarz.- Pytanie czy można jeszcze bardziej go zrujnować.- zaśmiał się niemal niesłyszalnie.- Czy ona wie ?- dodał, kolejny raz rozglądając się po korytarzu.
-Zamknij się.- wypowiedziałem przez zęby.
-Nie wie ? No widzisz, tak się składa, że jestem jej bardzo bliski i z chęcią jej powiem o wszystkim.- czułem, że robi mi się ciepło.
-Wtedy i ty i ona będziecie mieli zrujnowane życie.- zaśmiał się po raz kolejny.
-Jedna różnica jest taka, że ona się dla kogoś liczy a ty ? Powiedzmy sobie szczerze, nie masz nikogo. Tylko wrogowie.- w tym momencie wiedziałem, że to nie skończy się dobrze. Zacząłem tracić kontrolę. Jeszcze raz zobaczyłem ten pogardliwy uśmiech, roześmiane oczy. Jeszcze raz otworzyłem w swojej głowie te słowa "nie masz nikogo" zrobiłem krok w jego stronę, nie opuszczając go z wzroku  "Tylko wrogowie"
-Nikt cie nie chce.- usłyszałem jego głos rozprowadzający się w moich uszach. Chwyciłem go za ramię i z całej siły przycisnąłem do ściany. Był zdziwiony.
-To ty pożałujesz.- warknąłem wkurwiony do maksymalnego poziomu.

Nina 

Szłam korytarzem do sali w której miałam lekcję. Ciągle nie potrafiłam pozbierać się po wczorajszym. Nie mogłam dopuścić do myśli to, że Justin widział mnie w takim stanie. Cholera co on sobie pomyślał. Co jeżeli będzie próbował jakoś to wyjaśnić ? Już po mnie. On nie może o niczym wiedzieć. Nikt nie może. Na końcu korytarza zauważyłam Justina przyciskającego kogoś do ściany. Kurwa, przecież to Carey. Natychmiastowo przyspieszyłam. Wtedy Justin przyłożył mu z kolana w brzuch. Carey opuścił książki, ciągle trzymając się na nogach. Justin dowalił mu pięścią w twarz a on zaczął się wyrywać i ciągnąć go za koszulę. 
-Przestańcie !- wykrzyczałam tak głośno aby usłyszeli. Reszta ludzi znajdujących się na korytarzu (a było ich dość sporo) otoczyła ich i z zainteresowaniem wpatrywali się w zaistniałą sytuację. Teraz Carey przejął prowadzenie. Przywalił Justinowi tak w twarz, że od razu polała się krew. Reakcja Justina była natychmiastowa. Wycelował prosto w nos. Nie mogłam dalej czekać. Przybliżyłam się do nich i próbowałam ich od siebie oderwać wchodząc pomiędzy nich. 
-Cholera, uspokójcie się !- wydarłam się jak tylko mogłam. Justin odepną Careya tak, że od z wielką siłą walną w ścianę a potem upadł na ziemię. Gapiłam się na nich, nie wiedząc co robić. Moment a dyrektor zjawił się na miejscu.
-Co się tu stało ?!- zapytał donośnie podchodząc do Careya.
-Zadzwonić po pogotowie ?- Carey poruszył przecząco głową a potem wstał, dyrektor mu w tym pomógł.
Spojrzałam na Justina. Wpatrywał się bez emocji przed siebie. Krew wprost lała mu się z kącika ust.
-Bieber ? Ogarnij się i wróć. Musimy wyjaśnić całe to zajście.- rozkazał dyrektor bacznie go obserwując.
Justin bez namysłu ruszył do łazienki. Poszłam za nim. Nie interesował mnie ten fakt, że to była męska łazienka, zresztą co to miało do znaczenia. Nic. Osobiście chciałam się dowiedzieć o co poszło. Cholera to wyglądało groźnie. Na pewno powodem nie mogła być zła ocena. To coś poważniejszego. O wiele poważniejszego. Gdy weszłam do środka zauważyłam go opartego rękami o umywalkę, wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze.
-Wszystko z tobą okej ?- zapytałam ostrożnie.
-A nie widać ?- powiedział odwracając twarz w moim kierunku.
-Powinieneś przemyć tą ranę.- zasugerowałam podchodząc bliżej.
-Spokojnie, nie umrze.- odezwał się ironicznie.
-Chcę Ci tylko pomóc... jak ty mi wczoraj..- oznajmiłam spuszczając głowę w dół.
-Po prostu uznałem, że tak trzeba. To nie była pomoc...- wzruszył ramionami.
-Dobra, tak czy inaczej dzięki.-lekko się uśmiechnęłam.- Czemu go tak załatwiłeś ?- dodałam szeptem.
-A ty czemu się tak załatwiłaś ?- podniósł głowę i spojrzał mi w oczy.
Co mogłam mu powiedzieć ? Nie, nic. Zrobiłam coś okropnego a teraz mam przesrane. Naprawdę nic. Wszystko jest okej. Po prostu żyć nie umierać. Milczeliśmy. Jakoś nie byłam w stanie nic powiedzieć. Powiedzieć coś z sensem, coś na moje usprawiedliwienie. Milczeliśmy. On wpatrywał się w moje oczy a ja w jego, brązowe. Znowu ta sama sytuacja.
-Zasłużył na to.- odezwał się, przełykając głośno ślinę.
-Ale jak ? W ogóle co was łączy ?- zapytałam drżącym głosem.
-A was, przecież wiem, że nie jesteście sobie obcy. Skrzywdził Cię prawda ?- powiedział podchodząc bliżej. Nagle zaschło mi w gardle. Nie mam prawa nic mówić. Zresztą to ja jestem ta gorsza. Nawet gorsza od tego skurwiela, Careya.
Nagle drzwi od łazienki się otworzyły. Był to pan dyrektor.
-Bieber wszystko dobrze ? Chodź, musimy to wyjaśnić.- powiedział poważnym tonem. Justin odkręcił wodę i przemył nią twarz a następnie wytarł o koszulkę. Ruszył w stronę drzwi i otarł się o moje ramię  a potem wyszedł wspólnie z dyrektorem. Jak najszybciej wyszłam z łazienki i szłam za nimi. Weszli do gabinetu dyrektora. Usłyszałam kroki za moimi plecami. Chwilę potem zorientowałam się, że to nie kto inny jak Carey (tylko z masakrowaną twarzą)
-Załatwię go.- szepną i poszedł dalej, wszedł do gabinetu.

Justin 

Siedziałem na krześle, dokładnie na przeciwko tego pieprzonego faceta w garniturze (dyrektora) Chwilę potem doszedł do nas Carey, w nico innej odsłonie. Wiedziałem, że już po mnie. Nie mam po co się tłumaczyć. Kogo będzie obchodzić to, że ten człowiek sam do tego doprowadził ? Sprowokował mnie. Nie musiał nic gadać. Ale chciał, chciał trafić w mój czuły punkt. Wiedział co ma powiedzieć aby mnie zniszczyć. Wiedział co powiedzieć aby mnie wkurwić. Wiedział co powiedzieć żebym poczuł się śmieciem. To zawodowiec. Wierzcie czy nie, jest zdolny do wielu, naprawdę wielu gorszych rzeczy. 
-Jak to się stało ?- zapytał dyrektor bacznie nas obserwując, chociaż większą uwagę skupiał na mnie. 
Carey spojrzał na mnie ukradkiem. "Już po tobie"- to mówiły jego oczy. 
-Mam zacząć od początku ?- odezwał się Carey. 
-Tak, proszę.- odpowiedział dyrektor poprawiając się na fotelu. 
-Miałem właśnie dyżur. Pilnowałem jak zawsze uczniów. No i jak już było po dzwonku podszedł do mnie Justin, tak przy okazji poinformowałem go, że dostał jedynkę z ostatniego sprawdzianu. On coś tam warknął cicho a potem rzucił się na mnie. I się zaczęło. Ja się tylko broniłem.- opowiedział przekonującym tonem. Steki kłamstw. Przeczuwałem to i nie odczuwałem zdziwienia. To było jasne od samego początku. 
-Rozumiem, a ty Justin ? To wszystko prawda ?- zapytał dyrektor obserwując mnie z zaciekawieniem. 
-Tak.- odpowiedziałem. Co mogłem innego zrobić ? Powiedzieć jak było naprawdę ? Czy ktoś uwierzyłby mi ? Człowiekowi który jest oskarżony o poważne rzeczy ? Kto dałby wiarę, że ten wzorowy na pierwszy rzut oka nauczyciel jest w rzeczywistości pieprzonym skurwielem ? No kto ? Kurwa kto ? Nikt. Nawet gdybym miał dowody, cholera wie co jeszcze i tak ja byłbym gorszy. To jasne, że wolałem milczeć. Wolałem skłamać. Żeby nie było- załatwię go jeszcze bardziej. To była tylko "gra wstępna" 
-W takim razie musimy wezwać twoich opiekunów.- zakomunikował dyrektor chwytając telefon.
Carey ponownie na mnie spojrzał. "Znowu wygrałem"- to mówiły jego oczy. 
Przez tego śmiecia mam takie problemy. Nie chcę wiedzieć co zrobią moi "opiekunowie" gdy dostaną telefon w mojej sprawie. Może wyrzucą jak psa ? Mają to przecież opracowane. Wiem tyle, że mam przesrane i to kolejny raz. Kolejny raz przez tego dupka. Muszę rozprawić się z nim raz na zawsze. Żeby mieć spokój. 
-Zaraz się tu pojawią i nie będą zadowoleni.- oznajmił dyrektor kręcąc głową. 
Nie będą zadowoleni ? Tylko tyle ? 
Czekałem na nich, nie powiem stresowałem się. Nawet bardzo. Nie wiem po co to. Po cholerę się mam stresować. Mniej to w dupie Bieber. Chwilę potem drzwi się otworzyły a w nich stanęli moi "opiekunowie" 
Widząc ich twarze, nie przewidywałem nic dobrego. Wręcz przeciwnie. Szykowała się niezła awantura. 
-Co się tak właściwie stało ?- zapytała donośnie Ryan spoglądając na mnie a potem na Careya i skrzywił się gdy zobaczył jego siniaki na twarzy. 
-Doszło do bójki, którą Justin spowodował.- odpowiedział dyrektor wstając z miejsca. 
-Justin to prawda ?- odezwała się Kate z rozczarowaniem w oczach. 
Twierdząco pokiwałem głową. 
-Panie Willis może pan już iść. Ty też Justin wyjdź, poczekaj na korytarzu. Wyjaśnię wszystko twoim opiekunom i porozmawia o karze.- zakomunikował a ja podniosłem się z krzesła i nie zwlekając wyszedłem z tego miejsca. Carey stał jeszcze na korytarzu. Podszedłem do niego. 
-Nie skończyliśmy jeszcze.- rzuciłem w jego stronę i ruszyłem do wyjścia.
-Uważaj, mają tu monitoring.- usłyszałem za plecami jego głos. 
Nie miałem najmniejszego zamiaru czekać na nich i wysłuchiwać tych kazać. Wyszedłem i w najbliższym czasie nie miałem zamiaru wracać ani tu ani do miejsca zwanym moim "domem". 

Nina

Chodziłam po swoim pokoju. Chciałam jakoś się uspokoić. Nie powiem, dręczyło mnie to wszytko. Te pytania bez odpowiedzi. Czemu Justin go pobił ? Może właściwie czemu się pobili ? Wiadomo- Carey nie był niewinny. Usiadłam na łóżku. Miałam zamiar przespać tę noc, nawet byłam już przygotowania do snu. Wiedziałam jedno- nie uda mi się zmrużyć oka jeżeli ciągle będę miała w głowie ten widok. Rodzą się nowe pytania. "Zasłużył na to"- słowa Justina, które mówią jedno. Znali się. Znali się lepiej niż myślałam. Mieli coś do siebie ? Musieli skoro się pobili do krwi. Wszytko jest jakieś dziwne. "Załatwię go"- słowa Careya, miał na myśli Justina. Nie miałam siły już o tym myśleć. To męczące. Rodzice od paru godzin dyskutują a raczej drą się na siebie. Powód ? Przypuszczam, że chodzi o Justina, którego jeszcze nie ma w domu. Podobno miał czekać na korytarzu a tu niespodzianka. Nie wrócił do tej pory a jest grubo po 22. Wstałam i odgarnęłam kołdrę. Następnie położyłam się do łóżka. I tym razem miałam nadzieję, że zasnę, nie ważne czy za 15 minut czy o 3 w nocy. Ważne że zasnę. O dziwno udało się i wystarczyło 5 minut. Nowość. 

*

Obudziłam się. Otworzyłam oczy. Poczułam coś. Zapach. Spalenizna. Ogień. Natychmiast wyszłam z łóżka. Zapach się nasilił. Gwałtownie wyszłam z pokoju. Teraz zapach był duszący. Jednak to nie było najgorsze. Najgorsze było to, że otaczał mnie dym. 

***

Cześć. No więc, 9 rozdział trochę później niż zaplanowałam ale cóż, pierwszą część napisałam dość szybko ale potem, że tak powiem straciłam wenę i wyszło jak wyszło. Osobiście uważał, że rozdział jest w miarę okej. A jakie jest wasze zdanie ? Jeżeli masz możliwość to proszę zostaw komentarz, który jest dla mnie ogromną motywacją. Dzięki temu bardziej chcę mi się pisać, bo wiem, że robię to dla was. Więc jeżeli przeczytasz to skomentuj. :) Dziękuję za każdy komentarz, to wiele dla mnie znaczy. : ) 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 8

Siedziałam sztywno na łóżku. Wpatrywałam się w jeden, martwy punkt. Paczka z listami która wpadła w moje ręce właśnie tam, w tym miejscu, miejscu powiązanym z Justinem leżała na podłodze centralnie przede mną. Może to wydawać się śmieszne, ale od ponad godziny nie robię nic poza siedzeniem na tym samym miejscu, w tej samej pozycji i z tym tępym wzrokiem skierowanym właśnie na to. Tak, od ponad godziny nic tylko myślę, siedzę i patrzę, myślę, siedzę i patrzę... Co zrobiłby normalny człowiek ? Z ciekawości otworzyłby to co go interesuje. Co robię ja ? No właśnie. Boję się cokolwiek zrobić. Żałosne. Może jednak jest to uzasadnione ? Jeżeli są tam rzeczy o których raczej nie warto wiedzieć ? Nie można tego wykluczyć. Tak jak możliwe jest, że są to jakieś pierdoły. Mimo to i tak to przeczytam. Za minutę, godzinę, miesiąc, bzdury czy też nie, zrobię to. Muszę. Chcę. Wyciągnęłam rękę ku paczce i wzięłam do ręki. Położyłam na swoich kolanach i nie myśląc dłużej wyciągnęłam jeden z listów. Od samego początku sądziłam, że to właśnie listy, teraz się to potwierdziło. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to to, że nie było ani żadnego zwrotu ani podpisu nadawcy. Dziwne. Tak jakby w ogóle nie było planowane wysłanie . Zaczęłam czytać.

"Nie jestem idealny. Nigdy nie byłem i nie będę chociaż odrobinę wartościowy w waszych oczach. Nigdy. Mimo tego jak się starałem i tak wy dostrzegaliście tylko te złe strony mnie. Zawsze tak było. To przez was jestem taki jaki jestem. Uwierzyłem wam. Uwierzyłem w to, że jestem pieprzonym nieudacznikiem bez serca. Każdego dnia, nawet do dzisiaj myślę, że może rzeczywiście potrafię niszczyć tylko życie innym. Powodować, że mnie nie chcą. Wyrzucają jak śmiecia. Zamykają drzwi przed nosem. Udają, że nie mają z mną nic wspólnego. Zacząłem nienawidzić wszystko i wszystkich jak wy mnie za to, że jestem. Wiecie co jest najgorsze ? Że mimo wszystko nadal mam do was szacunek. Nadal żyję nadzieją, że pewnego dnia sami do mnie przyjdziecie i przeprosicie, że się mnie pozbyliście. Z dnia na dzień ten szacunek maleje, nadzieja gaśnie. Kiedyś ja znienawidzę was. Wiem co to jest ból, wiem co to za uczucie. Zadając go innym chcę aby oni też go doświadczyli. Postępuję jak wy. Biorę z was przykład. Możecie być ze mnie dumni."

Nie wiedziałam co o tym myśleć. Pierwsze co posuwało mi się do głowy to pytanie kto jest autorem i do kogo jest ten "list" skierowany. Patrząc na jeden, istotny fakt- znalezione u Justina można stwierdzić, że to on. Nie potrafię sobie tego jednak wyobrazić. Czy Justin byłby w stanie napisać coś tak przykrego ? Czy mogło spotkać go coś tak przykrego ? Może jednak nie wiem o nim wystarczająco. No bo to, że zachowuję się jak zachowuje nie mówi niczego. Każdy coś ukrywa. Każdy. Nawet taka osoba jak ja. Teraz to nabrałam pewności, że to on. Jeżeli to prawda to o co mu chodzi ? Co go tak skrzywdziło ? Po tym wszystkim jakoś inaczej patrzę na nie go. Odczuwam coś innego niż złość, wkurzenie. Jest mi go szkoda. Jeżeli to rzeczywiście on bo przecież nie mam żadnej pewności. Byłam zmęczona, racja ale to wszystko ciągle mnie atakowało. Jest szansa aby po tym wszystkim tak po prostu poszła spać ? Chciałabym to z siebie wyrzucić. Nie tylko sprawy związane z Justinem, ale i ze mną. Chcę zapomnieć.

*

Następnego dnia w szkole to była jakaś masakra. Czy w nocy zasnęłam chociaż na godzinę ? Nie było szans. Ciągle tylko myślenie o tym samym. Justin, Carey i... nieważne. Siedziałam na stołówce obok Lauren i oczywiście Tobiego, zauważyłam, że od pewnego czasu stają się nierozłączni. To wróży same złe rzeczy. Powtórzę to po raz setny. Ten gościu jest dziwny. Nie lubię go i koniec.
-Czy ty chociaż zmrużyłaś oko przez tą noc ?- odezwała się Lauren patrząc się na mnie z dziwieniem.
-To jest aż tak widoczne ?- zapytałam. Okej przypuszczałam, że mogę nie wyglądać najlepiej ale żeby to się aż tak rzucało w oczy ?
-Domyślam się, że powodem był Bieber.- wtrącił się Toby.
-Może tak, może nie...-powiedziałam obojętnie.
-Tak właściwie to ja też dość sporo czasu o tym myślałam, wiecie... ten dom, kartka, Justin... teraz dotarło do mnie, że to nieco idiotyczne.- oznajmiła Lauren wpatrując się w nas.
-No raczej, że idiotyczne.- dodałam kręcąc głową.
-Wiecie co wam powiem ? Myślcie co chcecie ale on poważnie jest groźny.- warknął Toby a następnie wstał z miejsca.

*

Prawdopodobnie w szkole zostałam tylko ja. Wszyscy już skończyli zajęcia, w zasadzie ja też ale dostałam wiadomości, że muszę wymienić parę słów z pewną osobą. Tak, tą osobą jest nie kto inny jak Carey. Jak mam być szczera to za każdym razem boję się coraz bardziej. Strach się nasila a powinno być inaczej. Kiedy się do tego przyzwyczaję ? Kiedy zaakceptuję, że to nie minie ? Będzie w mojej głowie do końca życia ? Ten cholerny obraz przedstawiający... to wszystko na każdym kroku będzie mi przypominać kim jestem. W szczególności on. Dobija mnie jeszcze bardziej. Dobrze wie, że kiedyś to wszystko mnie przerośnie i tak po prostu nie dam rady. Drzwi od sali się otworzyły. Zobaczyłam go jak podchodzi spokojnym krokiem do swojego biurka i siada na krześle. Podeszłam bliżej, choć wcale tego nie chciałam. Jak za każdym razem oparłam się o jedną z ławek. Taka rutyna.
-Więc może zacznę bez owijania w bawełnę, mam do ciebie pytanie.- odezwał się bacznie mnie obserwując. 
-Łączy cię coś z tym Bieberem ?- zapytał poważnym tonem.
-Że niby co ? Ja go nawet nie znam.- wyszeptałam. To wszystko nie było normalne. Po cholerę mnie pyta o Justina, przecież musi coś w tym być.
-Wiem więcej niż ci się wydaje.- dodał.
-Dobra, ale co do tego wszystkiego ma Justin ? Znasz go ?
-Jak każdego w tej szkole. 
-To dlaczego pytasz akurat o Justina ?- wypaliłam.
-Słuchaj, niech cię to nie interesuje, nie twoje sprawy.- warknął i wstał z miejsca.- Może zajmij się kryciem twojego słodkiego sekretu co ?- wolnym krokiem zbliżał się do mnie.- A może to już czas by każdy się dowiedział do czego jesteś zdolna co ?- zaśmiał się chamsko.- Jeżeli uznasz, że już nie możesz tego w sobie dusić, jestem do usług.- podniósł mój podbródek- Mogę się tym zająć.- wyszeptał uśmiechając się szyderczo. Wtedy poczułam, że muszę iść. Muszę stracić go z oczu. Miałam wrażenie, że moje oczy zaczynają nabierać łez. Gwałtownie podleciałam do drzwi i z siłą je otworzyłam. Wystarczyła chwila abym wyszła z tej cholernej szkoły. Mimo to i tak biegłam. Biegłam aby uciec od tego wszystkiego, być dalej od tego. Nawet gdy zauważyłam swój dom nie potrafiłam się uspokoić. Prawda jest taka, że od tego się nie ucieknie. Nigdy. Nawet gdy biegniesz z niewyobrażalną szybkością, nie masz szans na ucieczkę. Zdyszana wparowałam do domu. Nie rozglądając się nawet weszłam na górę. Nie wiedziałam co robić. W tej chwili nic nie miało dla mnie sensu. Podeszłam do pokoju Justina i bez zastanowienia otworzyłam drzwi kopnięciem. Na moje szczęście go nie było. Wiedziałam po co tu przyszłam. Po coś co chwilowo może pomóc. Zaczęłam szaleńczo przeszukiwać szafę. Sprawdzałam każdą kieszeń jego spodni, czy kurtki. 
-Cholera, trzymasz spluwę pod łóżkiem a dragów nie masz ? Co z ciebie za idiota !- warknęłam sama do siebie, niespokojnie chodząc po pokoju. 
-Idiota.- dodałam i błyskawicznie pobiegłam do swojego pokoju, nie dbając nawet o zamknięcie drzwi. Byłam w takim stanie, że nic mnie już nie obchodziło. Co to za różnica czy drzwi są zamknięte czy otwarte ?! Weszłam do łazienki. Pierwsze co zrobiłam to spojrzałam w lustro. Wiecie kogo ujrzałam ? Tak, siebie. Cholernie nieszczęśliwego człowieka któremu została tylko śmierć. 

Justin 

Przez moment byłem w łazience, wyszedłem gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Byli to... no właśnie jak mam ich nazywać ? Po prostu są ludźmi którzy mnie "przygarnęli". 
-Cześć.- powiedziała "pani" Kate wchodząc do środka. Zamknąłem za nimi drzwi i wszedłem na górę. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to otwarte drzwi mojego pokoju. Kurwa, wiedziałem co jest grane. Czy ona nie potrafi zająć się sobą ? Bez zastanowienia wszedłem do jej pokoju. Owszem, byłem wkurwiony co było jak najbardziej uzasadnione. Nie było jej tam. Może i lepiej dla niej. Zauważyłem, że drzwi łazienki również były otwarte. Podszedłem bliżej. Ujrzałem ją, stojącą przy lustrze. Już chciałem coś powiedzieć, ale usłyszałem jej płacz co mnie powstrzymało. Cichym krokiem podszedłem bliżej niej. To co zobaczyłem... nie ukrywam zaskoczyło mnie. Umywalka we krwi, tak jak jej obie ręce. I żyletka którą trzymała w dłoni. Cała się trzęsła. 
-Po co to robisz ?- wyszeptałem tak cicho jak tylko było to możliwe. Nie chciałem nic mówić. Nie chciałem nic robić. Ale jednak stało się. 
Gwałtownie się obróciła i spojrzała najpierw na mnie a potem na swoje ręce. Jej oczy były czerwone od płaczu co mnie poruszyło ? Nie, po prostu się zdziwiłem. Jak taka osoba jak ona może mieć problemy ? Przecież ma wszystko. Ma rodziców, ma wszystko. Przez myśl mi nie przeszło, że ona może zrobić sobie coś takiego, że może mieć ku temu powody. Myślałem, że to kolejna rozpieszczona laska, myślałem że nie ma pojęcia o życiu... No właśnie, prawda jest taka, że jej nie znam. To jest tego dowodem. Ta krew. Stała sztywno. Jak i ja. Nagle usłyszałem kroki na korytarzu.
-Nina ?- głos Kate się przybliżał. 
Nina spojrzała na mnie ze strachem w oczach. Kroki się zbliżały. Widziałem jak panikuje. Obok mnie wisiał ręcznik. Szybko wziąłem jej ręce i ująłem w ręcznik. 
-Wejdź do kabiny.- wyszeptałem a ona natychmiastowo to zrobiła. 
Sekunda potem Kate stała w drzwiach.
-Widziałem gdzieś Ninę ?- zapytała podchodząc ku mnie. 
-Gdzieś wyszła.- skłamałem.
-A co tobie się stało Justin ?- spojrzała na drastycznie zakrwawioną umywalkę.
-Z palcem... z resztą to nic poważnego.- powiedziałem włączając wodę. Spojrzała badawczo jeszcze raz na mnie a potem wyszła. Porozglądałem się po pomieszczeniu i też wyszedłem. Nie wiedziałem jak się zachować. Nie wiem czy dobrze zrobiłem. Wiem tylko, że ta dziewczyna potrzebuje pomocy. Jedno jest pewne nie otrzyma jej ode mnie. 


***

Na sam początek- przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam. Powodem był laptop który mi się rozwalił w sam środek wakacji. Nie miałam dostępu do niczego więc jednym słowem masakra. Mam nadzieję, że mimo to dalej będziecie czytać bo bądź co bądź dość sporo czasu minęło i pewnie część zapomniała o istnieniu tego opowiadania. : ( 

Jeżeli chodzi o sam rozdział. Trochę chaotyczny ale w sumie mi się podoba. Jest dość długi więc pod tym względem jest okej. A wam się podoba ? Co myślicie o tym wszystkim ? 
Następny rozdział może pojawić się za 2-3 dni, chcę trochę przyspieszyć. : ) 
Proszę was kochani za komentowanie bo to wiele dla mnie znaczy. Dziękuję szczerze za każdy komentarz.<3 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 7

Stałam przed domem. Tak, wybieram się tam. Tak, jestem idiotką. Zastanawia mnie po co tam jadę. Wątpię żeby coś tam znalazłam, coś co naprowadziłoby mnie na tego człowieka. Zawsze warto spróbować. Czekałam na Lauren, jeszcze jej nie było. Dokładnie 10 minut temu miała już stać przed moim domem. No właśnie ciekawe jak się tam dostaniemy. Ona nie ma samochodu a ja jestem w podobnej sytuacji. Na dodatek rodzice nie mogą się o niczym dowiedzieć, nikt nie może się dowiedzieć. Jakby to wyglądało... Zerkałam do okna pokoju Justina, nie wiem może mnie obserwuje z ukrycia ? Czułam czyjeś spojrzenie. Może to tylko moja chora wyobraźnia ? Kolejny raz ? W każdym razie chciałam już mieć to wszystko za sobą. Jechać tam (albo iść piechotą bo w sumie skąd weźmiemy transport) wejść do środka (jeżeli w ogóle będzie taka możliwość) i porozglądać się za czymś co byłby stosowne. Nagle zauważyłam, że znajomy czarny samochód zaparkował przed moim domem. Jeżeli to była Lauren to z kim ?
-Masz zamiar tak stać i się gapić ? Chodź !- zawołała Lauren przez otwarte okno.
Nie zwlekając ruszyłam w stronę wozu. Gdy byłam już blisko, mogłam bez problemu stwierdzić kto siedzi za kierownicą. Toby.
-Lauren ? Możemy zamienić słowo ?- zapytałam, dając jej znak że ma wyjść z samochodu.
Przewróciła oczami i bez namysłu podeszła do mnie, czyli jakieś 4 kroki za samochodem.
-Co on tu robi ?- powiedziałam próbując zachować spokój. Mówiłam już, że go nie lubię ? Nie wiem co jest tego powodem, ale nie trawię tego kolesia.
-On wie gdzie jest dom tego twojego Biebera, ma auto i może nam pomóc.- zakomunikowała, wymachując rękami. Miała trochę racji. Przecież my nie wiemy nic. Przyda się. Oczywiście to nie zmienia faktu, że jest dziwny i go nie lubię.
-Dobra, jedźmy już.- westchnęłam pakując się do samochodu. Siedziałam z tyłu, jasne, że wolę miejsca z przodu ale wiecie obok Tobiego- nigdy w życiu. Ruszył z pod mojego domu a ja zrobiłam ostatnie spojrzenia na okno Justina. Nie było go tam, czyli mogę czuć się bezpieczna ? Nie do końca. Może mam słaby wzrok ? Chyba zaczynam świrować. W końcu co ja go interesuję ? I co ma do tego gdzie ja wychodzę ? No właśnie... Trochę się boję. Jeżeli coś wyjdzie nie po naszej myśli ? Albo jakimś sposobem rodzice się dowiedzą ? Wcisnęłam im, że idę na plotki do Lauren. Z trudem się zgodzili, jasne przyczyny. Godzina 22, ciemno, żule śpiący na ławkach czy pod monopolowym i tak dalej. Jednak uwierzyli mi, że jestem ostrożna i nie jestem na tyle głupia żeby no nie wiem coś brać. Szczerze, to zdarzyło się parę razy. Ruszyliśmy prosto, czyli przez las. Przecież Justin szedł gdzieś tą ulicą. Przypadek ? Wszystko wyglądało tak przerażająco. Te prawie łyse drzewa, setki drzew, czarne niebo oświetlone przez księżyc w pełni. Mówię wam, widok który potrafi zamrozić krew w żyłach.
-Myślicie, że uda nam się tam wejść ? Nie będzie jakieś ochrony ?- spytała się Lauren odwracając głowę do mnie.
-Raczej nie, a jeżeliby się zdarzyła to cóż, mamy pecha.- odpowiedział Toby, skupiając uwagę na jeździe.
-Tak właściwie po co tam jedziemy co ?- zapytałam zakładając ręce na piersi.
-Po to aby na sto procent potwierdzić nasze przypuszczenia.- oznajmił Toby.
Tak, będę się śmiała jak to wszytko okażę się bzdurą. Nie chce mi się w to wierzyć. Tak, może i Justin zachowuję się trochę groźnie ale żeby od razu takie rzeczy ? Przypomniałam sobie to wszytko. Jak się do mnie stawiał, te jego wulgaryzmy rzucane na mnie... może jednak ?
Ogólnie było pusto, mało domów w sumie się nie dziwie bo kto chciałby mieszkać w takim mrocznym lesie ? To nie dla mnie. Samochód się zatrzymał.
-To tu.- zakomunikował Toby wychodząc z auta. Lauren i ja również wyszliśmy.
Każde z nas stało bezruchu i rozglądało się po przestrzeni. Ten dom był cholernie przerażający. Dach był tylko częściowo. Farba z drzwi wyblakła. Mury czarne od dymu. W oknach wisiały nie do końca spalone firany. Po tym widoku już nie wiedziałam czy chcę tam wejść, czy nie.
-Chyba nikogo nie ma, wygląda na to, że możemy wchodzić.- powiedział ruszając w stronę drzwi.
-Tylko bądźcie ostrożne.- dodał.
Podeszłam do drzwi i weszłam jako ostatnia. W środku wszystko było pozabezpieczane, ale zostało dość sporo rzeczy. Przestarzały fotel, naprawdę mały telewizor czy chociażby porcelanowy wazon z zeschniętymi różami. Wyciągnęłam swoją latarkę z torebki, Lauren i Toby posiadali swoje. Widziałam jak rozglądali się po kuchni w której na pierwszy rzut oka nie było nic ciekawego. Spojrzałam na drewniane schody. Nie zwlekając weszłam na górę. Przypuszczałam, że może tu będzie coś od Justina. Stałam w dość wąskim korytarzu. W pewnych miejscach nie było dachu, więc można było zauważyć blask gwiazd porozrzucanych na niebie. Dwoje drzwi ledwo trzymających się drzwi, czyli dwa pokoje. Chwyciłam za klamkę pokoju po prawej stronie. Gdy je otworzyłam pierwsze co zauważyłam to nieduże łóżko, oczywiście w tragicznym stanie jak tu wszytko. Weszłam do środka i oświetlałam przestrzeń światłem jakie dawała latarka. Nie było aż tak mocne, jednak spełniało swoją funkcję. Jednak wielka szafa i kilka małych również drewnianych półek. Zaczęłam od tej największej. Nic specjalnego. Jakaś czarna koszulka, pachnąca dymem. Pewnie należała do Justina. Potem zaczęłam przeszukiwać te małe pułki. Pustki. Jakby ktoś wszystko zabrał. Zajrzałam pod łóżko, z doświadczenia wiem, że skrywa tam swoje rzeczy. W tym przypadku jednak było inaczej. Znowu nic. Zaczynałam tracić nadzieję. Chodziłam po całym pokoju, rozmyślając gdzie jeszcze może coś być. Podłoga skrzypiała. W pewnym momencie poczułam, że część podłogi na której stoję tak jakby się odsuwała. Schyliłam się. Wcale się nie myliłam, coś było nie tak. Podniosłam jeden z luźnych paneli. Tam coś było. Papierowa paczka. Wzięłam to do ręki. Bez zastanowienia zajrzałam do środka. Jakieś koperty. Wyglądało mi to na listy. Usłyszałam kroki. Wystarczył moment aby w drzwiach stanęli Lauren i Toby  Odruchowo włożyłam tą paczkę pod sweter. Sama nie wiedziałam z jakiego powodu. Nie ufałam mu.
-Znaleźliśmy coś co wskazuje, że Justin jest wszystkiemu winny.- oznajmiła Lauren wymachując jakąś kartką, przy tym się uśmiechając.
-Co to jest ?- zapytałam się wstając.
-Już to czytam.- powiedziała Lauren.
Stanęłam sztywno. Nie wiedziałam czego się spodziewać. 'Justin jest wszystkiego winny' nadal wydawało mi się to niewiarygodne.
"Mam już tego dość. Wszystkiego. Trzeba z tym skończyć. Wiem co mam robić, wystarczy płomień ognia a potem pójdzie bez przeszkód. Pozbędę się tego co mnie dręczy i koniec."
Lauren gdy skończyła podeszła do mnie.
-I co, dalej chcesz go bronić ?- wyszeptała prosto w moją twarz.
-Możesz mi to dać ?- zapytałam, wyciągając rękę.
Widać, że była zaskoczona Toby jeszcze bardziej. Spojrzałam na tą kartkę dosłownie na sekundę a następnie wsadziłam do kieszeni spodni.
-Dalej nie wierzysz w to ?- przemówił Toby, stał jak wryty i bacznie mnie obserwował.
-Uwierz mi, Justin nie jest idiotą.- wypaliłam a następnie zeszłam po schodach na dół.
Coś mi tu nie pasowało. Może i nie  znam dobrze Justina, ale jestem przekonana, że nie postąpiłby tak. Jakim trzeba być debilem, aby popełnić taką zbrodnię a następnie wyspowiadać się z tego na kartce ?

***

No i napisałam ! Nie udało mi się na niedzielę, ale na poniedziałek (prawie wtorek) zdążyłam. Nie wiem czy dobrze to wszystko opisałam. Oceniając samą siebie to raczej jestem zadowolona, ale oczywiście mogło być lepiej. Trochę zamieszania jak widać... cóż w następnym coś się wyjaśni. Jeszcze chcę was poinformować, że dodałam już wszystkich bohaterów. : ) Kiedy następny ? Właściwie to nie wiem, bo wyjeżdżam w piątek w nocy i pytanie czy uda mi się dodać rozdział przed. Postaram się aby pojawił się w czwartek i myślę, że tak się stanie. Jeżeli jednak się nie uda no to dopiero za gdzieś 2 tygodnie. Nie będę miałam laptopa co wszystko wyjaśnia. :'(
Jeszcze chcę dodać, że scena +18 oczywiście się pojawi, ale nie tak szybko. xD
Oczywiście dziękuję wam kochani za wszystkie komentarze, które dają mi naprawdę ogromną motywację i chęć do pisania. Dla mnie to bardzo ważne.

CZYTASZ=KOMENTUJESZ 

czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział 6

Co ty do diabła robisz Nina ? Czułam, że ściska mnie w gardle. Do głowy przyszło mi tylko to, chyba jedyne wyjście i najgłupsze. Nie było czasu aby stwierdzić czy to jest rozsądne czy nie. Była tak blisko mnie. Jego obecność robiła ze mnie kogoś zupełnie innego. Ciągle był nachylony nade mną, nie zmienił pozycji, przez dłuższy czas nic nie mówił.
-Myślisz, że Ci uwierzę ?-uśmiechnął się, głęboko patrząc mi się w oczy.
-Wiesz, nie obchodzi mi to czy mi wierzysz, czy też nie.- odezwałam się próbując jakimś sposobem wydostać się od Justina.
-Nie potrafisz kłamać.- zaśmiał się.
Uśmiechnęłam się do siebie, gówno wie. Gdyby tylko miał świadomość tego co za ukrywam..
-Wiesz czemu tak myślę ?- zapytał.
-Gdybyś rzeczywiście wolała dziewczyny Nina- chyba po raz pierwszy zwrócił się do mnie po imieniu a nie określeniem "suka"- to nie reagowałabyś tak na mnie.- szeptał, wolno przychylał głowę do mojego ucha.
Że niby co ? Jak ja reaguję na niego ? Przecież zachowuję się jak normalny, ułożony człowiek ! O co mu do cholery chodzi ?! Poczułam ucisk w piersi. Kogo chcę oszukać ?
-Gdybyś wolała dziewczyny- nachylił się tak, aby szeptać mi do ucha. Jego zimny policzek stykał się z moim.- nie podniecałoby cię to.- położył dłoń na moim udzie, delikatnie po nim jeżdżąc. Zamurowało mnie nawet gdybym chciałam nie potrafiłabym się ruszyć. No właśnie a chciałam ?
-Gdybyś wolała dziewczyny- wyszeptał do ucha lekko się śmiejąc.- nie podniecałoby cię to.- jego dłoń z mojego uda wziął i objął mnie w tali, tak też zrobił z drugą. Czułam jego dotyk, i to wcale nie silny z którym miałam do czynienia. Teraz był delikatny, przyjemny. Co nie zmieniało faktu, że czułam się strasznie w zaistniałej sytuacji. Ciągle mnie obejmował w tali. Czoło oparł o moje. Niewyobrażalna bliskość. Czułam jego oddech. Widziałam jego oczy z bliska. Jego usta, nos, wszystko.
-Mówiłem, że nie jesteś lesbijką.- powiedział.
-Podnieca cię to.- dodał i oblizał usta. Po chwili mnie puścił i ruszył w stronę drzwi.
-Jestem !- niekontrolowanie krzyknęłam będąc ciągle w szoku. Tylko po jaką cholerę ? Po jaką cholerę dalej to ciągnę ? Tak beznadziejnie to rozegrałam... Może, gdyby był mniej seksowny udałoby mi się, ale w tej sytuacji zrobił mi wodę z mózgu. Nie nadaję się do takich rzeczy, albo to on jest za dobry. Jest chociaż cień nadziei, że mi uwierzy ? Myślę, że nie trzeba długo się zastanawiać. Podeszłam do okna i zaczęłam obserwować to co się dzieje na zewnątrz, czyli tak właściwie nic. Robiło się już ciemno, słońce wolno się chowało a chmury nabierały mroku. Nagle zauważyłam Justina wychodzącego z naszego domu. Zasłoniłam firanę, tak aby mnie nie zobaczył. Rozglądał się na każdą możliwą stronę następnie ruszył prosto, czyli do lasu. Ciekawe gdzie on się konkretnie wybiera... Zresztą po co mam o nim ciągle myśleć ? Powinnam się ogarnąć, źle ze mną. Mam go 24 godziny w głowie. Chyba nie dam rady, tyle w nim niejasnych rzeczy, tajemnic...

Justin

Stałem na zewnątrz szkoły właśnie trwała przerwa. Opierałem się o poręcz schodów. Czułem się obserwowany, powinienem się do tego przyzwyczaić ale każde nowe spojrzenie coraz bardziej mnie wkurwiało. Czy ludzie nie mają swojego życia ? Muszą interesować się życiem kogoś innego ? Rozumiem, że mają  mało wrażeń, ale ode mnie niech trzymają się z daleka. Na przeciwko mnie stała grupa ludzi. Ciągle coś do siebie szeptali, zapewne byłem głównym tematem tych dyskusji. Trudno się nie domyślić, kiedy co sekundę kierują swój wzrok właśnie na mnie. Oni nie udają idiotów, oni po prostu są idiotami. Nagle jakaś wypicowana laska wolnym krokiem zbliżała się do mnie.
-Hej.- była już na przeciwko mnie, co chwilę poprawiała włosy.
-Czego chcesz ?- przeleciałem ją spojrzeniem. Uznałem, że przesadziła z solarką i tapetą na twarzy. Przyznaję. chciało mi się śmiać z jej widoku.
-Założyłam się, że zaproszę cię na bal. Co ty na to ?- oznajmiła na jednym wydechu. Zdecydowanie była zdenerwowana i słusznie. Ciągle spoglądała a to na paznokcie a to na swoje drogie buty. Takie zachowanie świadczy, że była wystraszona.
-To muszę cię poinformować, że przegrałaś zakład.- warknąłem, przy tym oblizując usta.- suka.- dodałem kręcąc głową . Wszedłem do szkoły. Już nie mogłem słuchać tego wszystkiego. Za żadne pieniądze nie poszedłbym na bal a co dopiero z takim plastikiem. Bez komentarza. Była jeszcze głupsza niż Nina. Ona w porównaniu do tej blondynki nie jest zła... I tak Nina ma cholerny charakter, jest nawet seksowna, nawet bardzo seksowna. Wspominałem o jej cholernym charakterze ? To, że jest rozpieszczona i wie tyle co gówno o życiu ją skreśla. Szedłem środkiem korytarza, oczywiście zostałem skazany na spojrzenia innych. Kurwa. Mam wyrobioną psychikę ale tacy ludzie działają mi na nerwy. Zobaczyłem znajomą twarz. Tak, znałem go. Szukał czegoś w szafce, a może udawał, że szuka ? To był on, chyba wiedział, że na niego patrzę i nie chciał spojrzeć mi w twarz.
-Pierdolony tchórz.- powiedziałem w jego stronę a potem ruszyłem prosto. Kiedyś się z nim rozliczę, obiecuję. Zauważyłem Ninę stojącą na przeciwko łazienki, była w towarzystwie nawet niezłej laski. Podszedłem do nich, były nieco zamieszane, szczególnie ta którą nie znałem.
-To jest twoja dziewczyna tak ?- uśmiechnąłem się do nich. Ich miny były bezcenne. Nina zrobiła wielkie oczy a ta druga otwarła szeroko buzię.
-O czym on mówi Nina ?- wyszeptała w jej twarz. Nina chwyciła ją za ramię i zaciągnęła do łazienki. Czyżby szybki numerek ? Nie, wiedziałem, że to co mówiła jest jakąś brednią. Niech się na początek nauczy kłamać a dopiero potem wciska mi taki kit.

Nina

-Czy to był żart ?- niemal wykrzyczała Lauren wymachując rękami.
Świetnie, tego nie przewidziałam.
-Nie wiem o co mu chodziło, pewnie coś brał.- stwierdziłam rozglądając się po toalecie. Była pusta co mogło oznaczać jedno, lekcje już się zaczęły. Szczerze, miałam to gdzieś. Nauka już dawno spadła na dalszy plan. Gdy ma się problemy, nie można się skupić na niczym.
-Nina on nie jest normalny !
-No właśnie nadeszła pora, żebyś mi wytłumaczyła o co w tym wszystkim chodzi ! Dlaczego wszyscy tak go oceniają ?- zapytałam próbując zachować spokój. Tak wiem, że jego zachowanie odbiega od normy, ale czułam, że ona wie więcej. Wszyscy wiedzą więcej ode mnie. Powinno być odwrotnie.
-Wiesz o tym, że jego dom spłonął prawda ?- wyszeptała.
Pokręciłam twierdząco głową.
-Wiesz o tym, że wszyscy podejrzewają, że to on sam wywołał pożar ?- jej głos stawał się coraz mniej słyszalny. Po tych słowach miałam totalny mętlik w głowie.
-Ale że niby jak ? Przecież mieszkał z matką, jak mógłby...- głos zaczął mi się załamywać. To wszystko nie miało sensu.
-Nina to nie była jego matka, mieszkał z jakąś przypadkową starszą panią..- mówiła coraz ciszej.
-Ale jak ? Po co miałby to robić ?- trudno było mi mówić, byłam w szoku po tym co usłyszałam.
-Jest tylko jeden sposób aby się tego dowiedzieć Nina.- oznajmiła z niepokojem w oczach.
-Musimy tam pojechać.

***

No w sumie nie wiem co napisać. Rozdział moim zdaniem jest w miarę okej, chociaż trzeba przyznać że nic konkretnego się nie dzieje. W następnym będzie już jakaś akcja. 
Piszcie w komentarzach czy wam się podoba. No właśnie bardzo wam dziękuję za tyle miłych słów, to dla mnie bardzo ważne. Jeżeli chodzi o następny rozdział to może uda mi się napisać go na niedzielę ? : ) 
Jeszcze przepraszam za wszystkie błędy. 


JEŻELI CZYTASZ TO PROSZĘ SKOMENTUJ 

piątek, 12 lipca 2013

Rozdział 5

W mojej głowie roiło się od negatywnych, powiem więcej, przerażających myśli. Przecież to nie jest normalne mimo tego ile widziałam w życiu definitywnie nie. Miałam się coś o nim dowiedzieć i dostałam tego czego chciałam. Co może świadczyć o człowieku broń ? Z pewnością nic dobrego. No właśnie dlatego żałuję, że tam weszłam, pytanie czy powinnam żałować. Przecież on przebywa pod tym samym dachem co ja. Je pod tym samym dachem. Bierze prysznic pod tym samym dachem. Robi sobie dobrze pod tym samym dachem. Trzyma broń pod tym samym dachem. Czy w takim razie mogę żyć spokojnie, mając świadomość, że on któreś nocy wejdzie do mojego pokoju i tak po prostu dostanę kulą w łeb, tak po prostu... Można się po nim wszystkiego spodziewać. Będę musiała trzymać swoją niechęć do niego w środku i nie dawać mu powodu aby mnie zabijał. To jest chore. Opierałam się głową o swoją szafkę. Czuję, że nie nadaję się do życia. Może powinnam dziękować Bogu za to, że na mojej drodze pojawił się taki Justin Bieber ? Może on mnie uśmierci ? Jeżeli sama nie potrafię, może on zrobi mi przysługę ?
Na korytarzach cisza i spokój. Lekcje się już dawno rozpoczęły, zostało jakieś 10 minut. Nie potrafiłam wejść do tej cholernej sali, na ten cholerny angielski, patrzeć na cholernego Careya. Wiem, będę miała problemy, ale tym będę martwić się potem. Justin i tylko Justin siedzi w mojej głowie. W pewnym sensie odciąga mnie od tego gówna (Careya) ale i przyciąga inne kłopoty. Usłyszałam czyjeś kroki, po chwili moim oczom ukazała się Lauren. Chryste, właśnie do mnie dotarło, że nie widziałam się z nią 2 dni, aż 2 dni. Gdy mnie zauważyła od razu do mnie podbiegła i mocno przytuliła.
-Nina, jesteś cała ?!- niemal wykrzyczałam entuzjastycznie ciągle mnie ściskając.
-No jak widać nie w częściach.- odparłam, lekko się uśmiechając.
-Zero kontaktu, nic kompletnie nic. Masz nowy telefon czy zapomniałaś jak się obsługuje stary ?- puściła mnie i zrobiła krok w tył.
-No właśnie się rozładował..-wymamrotałam, odgarniając z twarzy włosy.
-Miałaś coś pilnego ?-zapytałam.
-Wiem, cała szkoła wie.- zakomunikowała poważnie.
-Zauważyłam.
-Chyba nie wiesz o czym mówisz Nina. Nie wiesz z kim mieszkasz.- wyszeptała prosto w moją twarz.
-Nie rozumiem, możesz mi to w takim razie wytłumaczyć?- zapytałam próbując ukryć strach  głosie.
Zadzwonił dzwonek, nie wiem czy tego chciałam, nie wiem czy chciałam usłyszeć to co miała mi do powiedzenia Lauren.
-Muszę już iść.- spojrzała na mnie znacząco.
-Uważaj na siebie Nina.- dodała.
Czyli moje przypuszczenia są słuszne. Muszę unikać Justina, dopóki wszystko się wyjaśni. Na szczęście nie zauważyłam go, jednak na tym nie koniec. Carey, Carey wyszedł z sali. Spojrzał na mnie. Mroźne spojrzenie. Cholera, koniec ze mną. Byłam uziemiona. Nie potrafiłam zrobić kroku w tył, przód, lewo, prawo, nic. Tak na mnie działał jego widok, mroził krew w żyłach. Zbliżał się do mnie. Tylko nie to, proszę.
-Chyba musimy sobie coś wyjaśnić.- wyszeptał mrużąc oczy.
Myślałam, że zaliczę zgona, jednak nie, wytrzymałam. Pytanie czy przetrwam to co wydarzy się za kilka sekund ? Chicho weszłam do sali, Carey przymknął drzwi i usiadł w swoim biurku. Tylko on i ja. Twarzą w twarz. Coś strasznego.

Justin

Przeszukałem chyba całą szkołę i nawet śladu po tej suce. Gdzie ona może być do cholery ? Wczoraj odkryłem, że ktoś miał czelność przekroczyć próg mojego pokoju. Żeby tego było mało, dotykał moich rzeczy. Myślała, że się nie domyślę ? Idiotka, jak już coś robi to z dokładnością. Trzeba być szaleńcem, żeby tak postąpić i to jeszcze za mną. Nie ujedzie jej to na sucho. Szmata, dostanie za swoje, między innymi w tym celu ją szukam. Przechodziłem korytarzem i nagle zobaczyłem ją obierającą się o ławkę. Już miałem do niej iść, ale zauważyłem jeszcze kogoś. Carey, ten skurwiel. Drzwi były na tyle otwarte, że widziałem ich dwoje
-Masz coś na swoją obronę ?- odezwał się Carey, bawiąc się długopisem.
-Nie obchodzi mnie to.- dodał i zaśmiał się cwaniacko.
-Wydaje mi się lekceważysz moje uwagi.- powiedział.
-Dla jasności nie podoba mi się to. Dobrze wiesz co Ci grozi, wytłumaczysz mi teraz dlaczego zaczynasz prosić się o to sama ?
-Przepraszam...-odezwała się, cały czas mając spuszczoną głowę. Jakby się bała.
Wtedy ten sukinsyn wstał i przybliżył się do niej. Sukinsyn.
-Dzisiaj masz szczęście, jutro już nie.- szepnął jej do ucha. Gwałtownie się odsunąłem widząc, że Nina wychodzi z sali. Dziwna sytuacja. Co mam przez to rozumieć ?
-"Ogłoszenie. Jak wiecie szkolny bal, zbliża się wielkimi krokami, więc proszę zająć się organizacją. Dziękuję i przepraszam."- zakomunikowała dyrektorka przez radiowęzeł.
Bal szkolny. Co to za gówno. Z żadne skarby nie pójdę na taką żenadę. Dobra, pierdolić jakiś cyrk. O co chodzi między nimi ? Justin, po co ci to wiedzieć. Po co masz rozmyślać nad tą suką i tym chujem ?

Nina

Weszłam do domu i oparłam się o drzwi wejściowe. Ciężki dzień. Zamknęłam oczy, a właściwie to zrobiły to samodzielnie. Bez mojej inicjatywy. To świadczy o mnie, moim zmęczeniu. Fizycznym jak i psychicznym. To drugie szczególnie zostało wyczerpane.
-Nina już jesteś ?
-Nina dziecko !- poczułam czyjąś rękę na mojej głowie. Otworzyłam oczy i zobaczyłam mamę. Nikogo innego nie było w domu. Stała przede mną w fartuchu.
-Aż tak jesteś zmęczona, co Ci robią w tej szkole. Chodź na obiad.-powiedziała.
Usiadłam do stołu, gdzie czekał na mnie obiad. Nałożyłam jakieś mięso, czy to świnia czy krowa czy jeszcze co innego nie miało dla mnie znaczenia. Zabrałam się za jedzenia, nie ukrywam byłam dosyć głodna. Nagle drzwi się otworzyły. Cholera, znowu on. Justin. Gdy go zobaczyłam momentalnie odzyskałam energię. Nie wiem z jakiego powodu, ale ręce lekko drżały, było to zauważalne.
-Cześć siadaj właśnie jemy obiad.- zakomunikowała mama, która krzątała się po kuchni. Justin westchnął i spojrzał prosto na mnie. Lodowate spojrzenie i ewidentna groźba. Tak to odebrałam. Czyży coś znowu zrobiłam nie tak jak on sobie życzy ? Usiadł po raz kolejny na przeciwko mnie. Tym razem miał wybór, dwa  miejsca były wolne, jednak on dziwnym trafem wybrał te na przeciwko mnie. Chciał mi zrobić na złość ?
Na całe szczęście prawi wszystko zjadłam z mojego talerza. Chociaż tyle. Justin też szybko poradził sobie z obiadem. Wstał i poszedł do łazienki, chwila spokoju.
-Mamo mam pytanie..-zakomunikowałam wstając z miejsca.
-Tak, o co chodzi ?
-Wiesz może gdzie jest klucz do mojego pokoju ?- zapytałam chicho.
-Ja nie, tata chyba trzyma wszystkie klucze w szopie, jak wróci to się go zapytam.- odpowiedziała sprzątając po posiłku.
-Aaa, no nic.
Chciałam się jakoś no nie wiem ochronić przed Justinem ? Nie wiadomo co mu strzeli do głowy, a mi jak każdemu należy się prywatność. Właśnie wyszedł z łazienki. Dawała od niego złość. Co znowu ? W takim momencie nie chciałam mieć z nim styczności. Szybko weszłam po schodach na górę, słyszałam jego kroki. Miałam już wchodzić do pokoju ale on chwycił mnie za ramię i mi to uniemożliwił.
Poważnie byłam wystraszona. Raz, prawie się stykaliśmy, dwa jego twarz nie wróżyła nic dobrego. Nie dość, że mam na głowie Careya to jeszcze on mnie dobija.
-Nie uciekniesz przede mną.- wyszeptał przyciskając mnie do ściany, ciągle trzymając mnie za ramię i to z coraz większą siłą.
-Nie będziesz robić ze mnie idioty.- dodał, przybliżając twarz do mojej. Sparaliżowało mnie, dosłownie.
-Nie będziesz dotykała moich rzeczy.- szepnął mi do ucha, ciężko oddychając. Jego ciało stykało się z moim. Po chwili dotarło do mnie o co mu chodzi. Wkopałam się. Jak zawsze mam pecha, kurwa. To wszystko brzmiało jak jakieś przykazania, taki mi się skojarzyło.
-Powtórzyć ?
-Puść mnie.- wypowiedziałam cudem, wiercąc się i próbując się uwolnić z jego uścisku.
-Do usług.- zrobił tak jak powiedziałam. Korzystając z chwili jak najszybciej weszłam do pokoju. Przytrzymałam drzwi swoim ciałem, aby nie wszedł.
-Suka.- usłyszałam jego głos i kroki a potem drzwi. Musiał wejść do siebie. Myślałam, że tak łatwo nie pójdzie, a jednak proszę. Wpadłam na pomysł. Nie miałam klucza, mógł wejść do mnie w każdej chwili, czego oczywiście chciałam uniknąć. Porozglądałam się po pokoju i zauważyłam miotłę stojącą w koncie. Szczerze, to nawet nie wiedziałam o jej istnieniu. Jeżeli nie mam klucza to muszę go czymś zastąpić, logiczne.
Wzięłam ją do ręki a następnie podłożyłam w taki sposób pod klamkę aby ją zablokować. Sprawdziłam czy to działa i rzeczywiście, udało się.
Dobra, miał prawo na mnie naskoczyć ale są granice które on przekroczył i to grubo. Nie mógł mi tego po prostu powiedzieć ? Trzeba od razu wyzywać od suk ? Szarpać ? Usiadłam na kraj łóżka, naprawdę byłam zmęczona ale po dzisiejszym nie zmrużę nawet oka, to pewne. Emocje jeszcze nie opadły. Chciałam się uspokoić ale nie potrafiłam dość do tego stanu. Usłyszałam kroki na korytarzu. Cholera z nim. Zobaczyłam jak próbuje otworzyć drzwi, jednak nic z tego. Punkt dla mnie. Klamka coraz gwałtowniej się ruszała. Można wywnioskować, że był wkurwiony. Nie chciałam mieć teraz z nim styczności, to nie zakończyłoby się dobrze.
-Otwórz te cholerne drzwi !-warknął, waląc w nie pięścią.
-Po jaką cholerę mam ci je otwierać ?- odezwałam się wstając z łóżka.
-Bo tak. Po prostu otwórz. - wiedziałam że będzie naciskał, ale też wiedziałam że nie chce powtórki tego co miało miejsca 10 minut temu.
-Chcę się wysikać, zrób dobry uczynek i kurwa otwórz.- kontynuował z narastającą złością w głosie.
-Nie mogę.- wymamrotałam nie wiedząc co robić.
-Albo otworzysz albo zobaczysz jak to się odbije na tobie.
-Słuchaj, właśnie się przebieram, daj mi chwilę.- wymyśliłam coś żeby go spławić.
-Kurwa nałóż coś na siebie, jak to zbyt skomplikowane to zostań jak jesteś, uwierz mi to nie będzie przeszkadzać.
-Na dole też jest łazienka, to zbyt skomplikowane ?- on myśli, że może wszystko.
-Mam takie same prawa do tego kibla jak ty więc nie masz nic do gadania, otwieraj. -powiedział na jednym wydechu.
Tym razem mu się udało. Spanikowałam. Podeszłam do drzwi. Bała się ale nie mogłam nic innego zrobić. Albo ja otworzę albo on prędzej czy później zrobi to sam. Wzięłam miotłę i rzuciłam ją w jakieś niewidoczne miejsce, nie chciałam wyjść na idiotkę, chociaż pewnie już za późno. Drzwi się otworzyły a on stał kilka centymetrów ode mnie. Serce znowu przybrało to bicie.
-I co ? To takie trudne ?- zapytał z szyderczym uśmiechem na twarzy. Ominął mnie i... usiadł na łóżko. No tak, to było do przewidzenia. Po cholerę znowu do mnie przychodzi ? Zapalić fajkę ? Może nadzwyczajnie posiedzieć na moim łóżku ? Stanęłam jak najdalej od niego, w koncie obok szafy. Obserwowałam go i ciągle zastanawiałam się po co on tu jest. Jednego jestem pewna. Dobrych intencji to on nie miał.
-Możesz mi coś wyjaśnić ?- zapytał podnosząc wzrok na mnie.
-Słucham.- odparłam zakładając ręce na piersi.
-Co cię łączy z Careyem ?- wstał i wolnym krokiem zbliżał się do mnie, nie odrywając ze mnie wzroku.
-Chodzi Ci o pana z angielskiego ? No co, jest moim nauczycielem.- wymamrotałam.
Skąd niby takie pytanie, każdego kolejnego słowa bałam się jeszcze bardziej. Niepokój wzrastał.
-Kłamiesz.- wyszeptał będąc już blisko mnie. Nasze twarze była na przeciwko siebie. Jego oczy patrzyły w moje, a moje w jego.
-Nie wiem co masz na myśli .- miałam wrażenie, że on o czymś wie, musi wiedzieć skoro wypytuje o takie rzeczy.
-A jak wyjaśnisz, że nakryłem was na rozmowie ?
-I to nie na zwykłej rozmowie.- dodał. Rękę oparł o ścianę i nachylił się nade mną. Czułam jego oddech a słowa które wydobywały się z jego ust docierały do mnie szybciej.
-To nic takiego.- powiedziałam. Kurwa. Czyli on musiał nas widzieć, co gorsze słyszeć. Stałam się kłębkiem nerwów. Nerwowo zaczęłam poprawiać bluzkę. Ten jego wzrok... on cały i to tak blisko mnie. Wiedziałam, że on tego nie kupi.
-Nic takiego ?- roześmiał się zmniejszając dystans między nami. Jego ciało napierało na moje. Nie potrafiłam się ruszyć. Oddychałam coraz szybciej. Chciałam go stracić z oczu, chciałam stąd uciec.
-Czy w tak czasem nie jesteście razem ?- zapytał, oblizując usta.
Zatkało mnie. Że niby ja i ten sukinsyn ? Za żadne pieniądze. Nie widziałam jak zareagować. Musiałam go przekonać, że to jego chora wyobraźnia, bo taka była prawda.
-Justin, skąd ci to do głowy przyszło ?- zaśmiałam się sztywno.
-Nie wierzę Ci. Możesz to jakoś udowodnić ?- zapytał podnosząc lewą brew.
-No... to znaczy tak.- wydusiłam z siebie. Czułam jego presję.
-J-estem, jestem lesbijką.

***

Rozdział jest jaki jest, moim zdanie nie jest zły a co wy myślicie ? 
W następnym rozdziale dowiedzie się czegoś o Justinie, a potem będzie się już działo. ( : 
Mówiąc tak ogólnie to opowiadanie będzie mieć 20 rozdziałów, niby mam zaplanowaną cześć drugą ale no nie wiem kto to będzie czytał. 
Jeżeli chcesz być informowany to napisz w zakładce "informowani" albo po prostu pod rozdziałem. 
No i oczywiście dziękuję za wszystkie komentarze, za te miłe słowa i w ogóle cieszę się, że wam się podoba. : ) 

WASZA OPINIA JEST DLA MNIE NAPRAWDĘ WAŻNA 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ 

+postaram się zmienić szablon czy coś

sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 4

Wraz z rodzicami siedziałam przy kuchennym stole. Jeszcze nie zaczęliśmy śniadania, bo ktoś widocznie potrzebował specjalnego zaproszenia. Tak, Justin jeszcze nie zszedł. Nie wiem czy miałam się cieszyć czy może wręcz przeciwnie... Wczoraj, to znaczy dzisiaj w nocy dał mi do zrozumienia, że z nim jest coś nie tak i mam się trzymać od niego z daleka. Nie wiem co jest takiego w tym człowieku. Przyciąga a zarazem odpycha. Można zwariować. Jest możliwość, że mi coś odwala no nie wiem jestem przewrażliwiona ? Nie, nie i nie to on ma coś z głową, nie ja. Mama jak i ojciec byli już lekko poirytowani. Mi też się nie podobało, że muszę czekać na niego,  nie ukrywam byłam głodna, nawet cholernie głodna. Kultura w naszym domu musi być. Na nareszcie. Spokojnym krokiem schodził ze schodów, ubrany był w szarą bluzę i zwyczajne dżinsy, ręce trzymał w kieszeniach (nic nowego). Cholera, poczułam znowu ten... stres ? Nie wiem jak określić te uczucie. W każdym razie nie należało do przyjemnych.
-Dzień dobry.- odezwała się mama, przy tym uśmiechając się do Justina. Mnie to by zjechała, za to że się spóźniam a mu się upiekło ? Ta sprawiedliwość.
-Dzień dobry.-wymamrotał obojętnie, siadają na przeciwko mnie. Poważnie ? Czy on to robi umyślnie ? Dobra, nie miał wyboru, bo tylko te miejsce było wolne. Przesadzam.
-Smacznego.-powiedział tata chwytając za kubek kawy.
Jeszcze kilka minut temu dosłownie zjadłabym wszystko a teraz ? Teraz nie miałam ochoty na nic. Albo to jakieś problemy zdrowotne, albo człowiek siedzący na przeciwko mnie. Jak to wytłumaczyć, żebym nie wyszła na idiotkę ? Pomyślcie, że coś zostaje mi na zębach, no właśnie. Jak ja rozglądałam się po stole, on jadł już 2 kanapkę. 
-Nina, zamiast gapić się w ten stół może jednak coś zjesz ?- powiedział ojciec.
-Tak,tak...-wymamrotałam pod nosem i z przymusu wzięłam na talerz parówkę. Usłyszałam cichy chichot, od razu spojrzałam na Justina. Nie myliłam się to był on. Spojrzał na mój talerz. Wiedziałam o co mu chodziło, pokręciłam poirytowana głową. Ten chłopak ma naprawdę bujną wyobraźnię, żeby skojarzyć sobie parówkę z penisem. Och, powiedzmy, że jest jakieś podobieństwo ale żeby od razu cieszyć mordę ? Witamy w przedszkolu, no dobra może nie w przedszkolu bo tam jeszcze o takich rzeczach się na ucho nie słyszało. Chociaż tu mam wątpliwości. Nie wiadomo co w obecnych czasach mają w głowie takie dzieci. Może są bardzie poinformowani ode mnie ? Tak, teraźniejszość. 
-Wiesz, że Justin jest tu nowy. Twoim zadaniem będzie oprowadzenie go po szkole.- zakomunikowała mama.
Wspaniale, jeszcze będę musiała go w szkole znosić. No po prostu, lepiej być nie mogło.
-Jasne...-odparłam bez przekonania. 
Dobra, idźcie do samochodu, bo się jeszcze spóźnicie.- rozkazał ojciec.
Szybko wyszłam z domu i wsiadłam do auta, jak najszybciej. Chciałam zająć miejsce z przodu i mi się udało. Chwilę potem doszedł tata no i Justin, który nie był zadowolony z swojego miejsca. I o to chodziło. Cóż życie jest brutalne. Patrząc na jego minę uśmiechnęłam się do siebie. 
-Co macie na pierwszej lekcji ?-zapytał ojciec, nie spuszczając wzroku z drogi.
-Jeżeli dobrze pamiętam to biologię.-oznajmiłam.
-A ty Justin ?-zwrócił się do Justina.
-Nie wiem, niby skąd mam to wiedzieć.- odezwał się nie zbyt miło.
-Może ty Nina wiesz ?-spojrzał na mnie tata.
-Tak, cały plan mam wyryty na pamięć.
-No widzisz Nina...
-To nie było na serio.-przerwałam, kręcąc głową.
Moment a nasze auto stanęło na przeciwko szkoły. Gwałtownie otworzyłam drzwi i wyszłam z samochodu, Justin zrobił to samo ale o wiele wolniej. 
-Cześć.-pożegnałam się z tatą i jak najszybciej chciałam oddalić się od samochodu i rzecz jasna od samego Justina. Niemal biegłam, dawało efekty. On znajdował się jeszcze obok samochodu, a ja miałam wchodzić do szkoły, no właśnie, miałam...
-Miałaś mnie oprowadzić pamiętasz ?-usłyszałam jego głos daleko za moimi plecami. Stałam sztywno i zastanawiałam się co robić. Udawać, że jestem głucha a może mu pomóc, narażając siebie samą na plotki. Tak w ogóle co skomplikowanego jest spojrzeć na rozkład sal, który jest wywieszony na widoku ? Poważnie to takie trudne ? Trzeba być geniuszem z matematyki, umieć cholerne pierwiastki ? Nie, wystarczy  posiadać umiejętność czytania, lub chociaż składania literek. Czyżby go to przerosło ? Poczułam czyiś dotyk na moim ramieniu. Obróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z Justinem. Znowu serce zaczęło przyspieszać. Co on w sobie do jasnej cholery ma, że powoduje u mnie takie a nie inne emocje ? Może to te brązowe, niepokojące oczy, ten dotyk...
-Na co czekasz ?-przerwał tą chwilę, która dla mnie była wiecznością. Ocknęłam się i odwróciłam na pięcie, stojąc wprost drzwi.
-Jeżeli nie wiesz, tymi magicznymi drzwiami wchodzimy do szkoły.- powiedziałam lekko drwiąc z niego.
-Żartujesz ? Myślałem, że do Narni.-odparł i wszedł do środka. Przewróciłam oczami i weszłam za nim. Szliśmy przez zapełniony korytarz, co nie było dziwne. Dziwne było to, że oczy każdego były skierowane na naszą dwójkę, w szczególności na niego, Justina. Wychodzi na to, że nie tylko na mnie robi wrażenie. Chyba, źle to określiłam. Ich twarze pokazywały co innego. Zamieszanie. Te niepokojące spojrzenia. Wszyscy szeptali do siebie co też nie należało do normalności, przynajmniej dla mnie. Jestem pewna, że dla Justina to codzienność, jest kim jest. No właśnie kim ? Kim musi być żeby ludzie tak na niego reagowali ?
-Chodźmy sprawdzić twój plan lekcji.- zaproponowałam tak aby nikt nie spostrzegł, coś mnie łączy z Justinem.
-Taa, prowadź.- odparł obojętnie, rozglądając się po szkole.
Nie zwracał uwagi na ten cały szum wokół niego, ja też się starałam. Podeszliśmy do tablicy, gdzie znajdowały się różne ogłoszenia i nasz cel, plan lekcji.
-Chyba ich popierdoliło, z rana mam się uczyć matematyki..- warknął sam do siebie.
-Cóż, przyzwyczaj się.
-Nie każ mi co mam robić.
-Nie masz wyjścia.
-Właśnie, że mam ale z niego nie skorzystam, tym razem \.- powiedział opierając się o ścianę.
-Ty pewnie nie opuścisz żadnej lekcji, wagary nie wchodzą w grę.- dodał, posyłając w moją stronę szyderczy uśmiech.
-Nic o mnie nie wiesz.- szepnęłam znowu aby nikt niczego nie zauważył.
-Wiem więcej niż Ci się wydaje.- zaśmiał się.
Pokręciłam głową. Próbowałam nad sobą zapanować. Nie chciałam wybuchnąć przy wszystkich. Dobra, nie odważyłam bym się powiedzieć złego do Justina.
-Widać, że jesteś tchórzem. Boisz się opinii innych. Nie udawaj, że mnie nie znasz suko.- warknął, patrząc się na mnie.
Co miałam powiedzieć ? Zaprzeczyć ? Ale to wszystko prawda. Tak, dokładnie tak. Jestem tchórzem i wreszcie ktoś mi to powiedział w oczy.
-Dobra daj mi spokój.- powiedziałam na skraju załamania. Widziałam to jak wszyscy, co do jednego zerkali na nas, co było najlepsze wcale nie próbowali się ukrywać, wręcz przeciwnie. Idioci. Miałam wrażenie, że ja wiem najmniej. Czułam się obco bo oni wiedzą a ja nie. Mimo to widzę w nim coś niepokojącego, nie mając  świadomości co. Zadzwonił dzwonek Jedyny ratunek. Gwałtownie odwróciłam się w stronę swojej klasy. Chciałam jak najszybciej się tam znaleźć, żeby po pierwsze zejść z oczu tym frajerom a po drugie (to główny powód) nie być już w obecności Justina.
-Nie pokażesz mi gdzie jest sala matematyczna ?-poczułam jego dość mocny uchwyt, trzymał mnie za ramię.
-To się pospiesz bo oboje się spóźnimy.- zakomunikowałam, kierując się w przeciwną stronę.
-Koniec świata.- zaśmiał się i ruszył za mną.
Każda minuta dłużej spędzona w jego towarzystwie, sprawiała, że mój stan psychiczny się pogarszał. Jeszcze raz powie coś tak samo mądrego a wyląduję w psychiatryku.
-Sala matematyczna.- wskazałam na drzwi.
Cholernie skomplikowana trasa. Cały czas prosto, nawet GPS tutaj nie pomoże.
-Widzisz jak chcesz to potrafisz. -zaśmiał się a potem oblizał usta. Muszę to przyznać, gdy się uśmiecha wygląda cholernie seksownie. Co dopiero jak oblizuje usta. Gdy się złość no też źle nie wygląda.. I gdy stoi oparty o ścianę... Kurwa on ma to w sobie. Ma też odpychający charakter, to go psuje.
-Powodzenia.-wydusiłam z siebie. Miałam nadzieję, że usłyszę no nie wiem "dziękuję" ale widocznie to dla niego za wiele. Czy on kiedykolwiek używa tego słowa ?
-Na szczęście to kopniak w tyłek pomaga.- powiedział podnosząc lewą brew do góry. To było zabawne, kopnąć to go mogę ale w inną część ciała, tą z przodu.
Odwróciłam się i poszłam do swojej klasy. Miałam go dość, co nie powinno nikogo dziwić.

Justin

Coraz bardziej zaczyna mnie denerwować ta suka. Nie dość, że próbuje być miłą i robi mi łaskę, że po szkole mnie oprowadza to jeszcze udaje, że mnie nie zna. Ja się tak nie bawię. Albo przejdzie jakąś zmianę, albo, albo zobaczy jak ja potrafię zabawić się ludźmi.
Ciągle stałem przed salą. Minęło jakieś 10 minut lekcji. Po cholerę mam iść na resztę, nie opłaca się. Z drugiej strony mogę mieć problemy, a mam czym sobie głowę zawracać. Pierwszy dzień, pierwsza lekcja i już nieobecność. W sumie mogę wmówić nauczycielowi, że bus mi uciekł albo mnie przycisnęło. Kupią to. Nie takie kłamstwa wciskałem, nie takim ludziom.
Ostatecznie postanowiłem jednak stać wyjść na grzecznego chłopaka i iść na lekcję. Otworzyłem drzwi. Sam sobie nie wierzę. Wszedłem do środka, na starcie każdy się na mnie gapił. Żadne zaskoczenie.
-Dzień dobry.- powiedziała nauczycielka, coś koło trzydziestki. Wolnym krokiem zająłem ostatnią ławkę przy oknie.
-Ty jesteś...
-Justin Bieber, miło mi.- wyprzedziłem ją i posłałem figlarny uśmieszek.
-Tak, tak. Więc przechodzimy do lekcji.- była nieco zamieszana, cóż onieśmielam ludzi ale żeby aż tak ?

Nina

Ostatnia lekcja dobiegła właśnie końca, najgorsza lekcja na tej cholernej planecie dobiegła końca. Od razu poczułam się lepiej. Miałam za sobą angielski, dla mnie to męka. Dosłownie biegiem wyszłam z sali, gdy już byłam poza nią oparłam się o ścianę.
-Przeżyłam.- powiedziałam do siebie.
Zauważyłam Justina idącego w moją stronę, był bardzo blisko. Cholera, sekundę temu cieszyłam się z życia a teraz on to psuje. Stanął na przeciwko mnie i położył dłoń na ścianę, niemal dotykała mojej głowy. Znowu te uczucia, nieprzyjemne uczucia. Jeżeli on będzie przebywał tak blisko mnie, to chyba następnym razem, zejdę na zawał.
-Czyżby moja obecność Ci przeszkadzała ?- szepnął lekko nachylając się ku mnie. Na moje szczęście korytarze puste, większość skończyła już swoje lekcje, tak jak ja ale ktoś mnie musiał zatrzymać.
-Skąd Ci to do głowy przyszło ?- odparłam bawiąc się palcami.
Nagle Carey wyszedł z sali. Zesztywniałam on też wydawał się zaskoczony. Chryste, jak to mogło wyglądać ? Justin nachylony nade mną, twarzą w twarz, taka sytuacja..
-Dzień Dobry.- powiedziałam odsuwając się od Justina.
-Dzień dobry.- odrzekł wpatrując się w nas. Zatrzymał się na Justinie. Obserwował go z takim zimnem w oczach, sam Justin też na niego spoglądał i równie groźnie. Dziwne, tak jakby nie byli sobie obcy. Boże spraw aby to nie okazała się prawda.
-Więc Carey, to znaczy pan Carey
-To znaczy pan Willis- błyskawicznie się poprawiłam- Jest nauczycielem angielskiego chyba nie miałeś dzisiaj z nim lekcji.
-Tak, to prawda.- odparł Carey.
-Aha, nauczyciel angielskiego, ta jasne. Muszę już iść, została mi jeszcze jedna lekcja.- powiedział.
Justin sprawiał wrażenie złego. Widziałam to. Z jego oczów można wszystko odczytać. Carey też wyglądał na dziwnego. Coś tu jest nie tak.
-Cóż ja też muszę iść, do widzenia.- wymamrotałam i jak najszybciej wyszłam ze szkoły. Nie miałam ochoty go słuchać. Co ja pierze, nie miałam siły. Wolałam już wredne dogadywanie Justina.

*

Siedziałam w swoim pokoju. Justina jeszcze nie było. Odrobina spokoju, chociaż i tak wiele myśli mnie zadręczało. Miałam wrażenie, że Justin i Carey się znają, mają coś ze sobą wspólnego. Chodziłam niespokojnie po pokoju, co minutę a nawet nie spoglądałam przez okno, czy może Justin nie idzie. Nadal go nie było. Musiałam to wykorzystać. Chciałam zaspokoić swoją ciekawość. Weszłam na korytarz. To co mnie tu przyciągnęło to pokój Justina. Tak, musiałam. Chwilę się zastanawiałam. Weszłam do środka, nie wiedząc czy dobrze robię. Co mnie zdziwiło na wstępie ? Nie zrobił chlewu. Myślałam, że to tym bałaganiarza. Dobra, do rzeczy nie przyszłam tu aby oceniać czy jest syf czy nie ma. Chciałam się coś o nim dowiedzieć. Wiem, nie powinnam ale on nie daje mi wyboru. Muszę przecież wiedzieć z kim mieszkam. Zaczęłam od szafy, nic innego niż ubrania czyli też nic interesującego. W półce, obok łóżka też nie znajdowało się nic niezwykłego. Puste paczki papierosów, dominowały Marlboro. Serce zaczęło mi być coraz szybciej, przecież może się tu zjawić w każdej chwili. Nina, co ty do cholery robisz ?! Co jeżeli mnie nakryje ? Wolę nie myśleć o tym co by mi zrobił. Udusił ? Stawiam na coś bardziej brutalnego. Niespokojnie rozglądałam się po pokoju i tak miałam świadomość, że może tu wejść a wtedy to będzie mój koniec. Jednak nie mogłam przestać. Ciekawość była silniejsza od strachu. Schyliłam się i zajrzałam pod łóżko. No wreszcie, coś co wygląda podejrzanie. Na to czekałam ! Dwa duże pudła i jedno mniejsze, czarne. Nie tracąc czasu, chwyciłam za te co było najbliżej, czyli małe. Zabrałam się za otwieranie, z trudem bo ręce mi się trzęsły ale udało się. Jasne cholera. Tego się nie spodziewałam. Pistolet. Tak to była broń. Nie potrafiłam nad sobą zapanować, gwałtownie włożyłam go do pojemnika i przesunęłam na miejsce. Czyli co ?  Mieszkam z mordercą tak ? Dobrze wiedzieć.

***

Przepraszam. Tyle czasu nic nie dodawałam, że sama jestem na siebie zła. Chodzi o to, że rozdział napisałam w zeszycie i jakoś nie potrafiłam znaleźć czasu, żeby go przenieść. Dobra i jeszcze jest słaby. Ale chociaż długi, takie mam wrażenie. A wam się podoba ? Taki trochę, trochę bardzo nudy. Piszcie co wy myślicie. : )
Ogólnie to mam napisany 5 rozdział i chyba stwierdzam, że jest lepszy. Jeżeli chodzi o to kiedy go dodam to zależy od was, komentarzy. Może za 2-3 dni, może za góra tydzień. Jak tam chcecie. Dziękuję wam bardzo za komentarze, to serio daje mi taką mega motywację.

CZYTASZ=KOMENTUJESZ