piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 10

Nie wiedziałam co powinnam zrobić. Ewakuować siebie i rodziców (Justina najwidoczniej nie było) lub zobaczyć co jest grane. Nie widziałam ognia, jedynie rozprzestrzeniający się dym. Może jednak Justin tam jest i śpi ? Co jeżeli tak właśnie jest ? Cholera może mu się coś stać. Nie myśląc długo, biegiem poleciałam do swojej łazienki i nalałam wody do wiadra. Nie wiedziałam czy dobrze robię. Mądre może to i nie było ale w takich sytuacjach racjonalne myślenie się najzwyczajniej w świecie nie udaje. Ostrożnie weszłam na korytarz. Czułam ten charakterystyczny zapach. Zapach spalenizny. Duszący i w pewnym stopniu dręczący. Otworzyłam uchylone drzwi. Już na początku zobaczyłam płomienie. Jedynie co się paliło to firana. Natychmiastowo wylałam całą wodę, gasząc przy tym ogień. Rozejrzałam się dla pewności czy na pewno jest już bezpiecznie. Okno było całkowicie otwarte. Wychyliłam się aby wziąć oddech świeżego powietrza. Nagle usłyszałam szelest krzaków na zewnątrz. Wychyliłam się jeszcze bardziej. Cisza. Rozglądałam się wszędzie. Może to wiatr ? (pieprzyć to, że wcale nie wieje) Jakieś zwierze ? Całkiem możliwe. Wszędzie roi się od różnych ptaków, ssaków i innych większych lub mniejszych stworzeń. Wtedy zobaczyłam w tych krzakach czarną postać. Całkowicie mnie zaszokowało. Przez moment mnie zamurowało.
-Justin ?- powiedziałam cicho mając nadzieję, że dostanę odpowiedź potwierdzającą. Nic z tego. Po tych słowach zobaczyłam, że ten ktoś ucieka. Minęła dosłownie sekunda a go już nie było. Minęło jakieś 10 minut zanim się ocknęłam. Pierwsze pytanie które mi się nasunęło do głowy to kto to i co do cholery tam robił. Pierwsza odpowiedź jaka mi się nasunęła ? Justin. Przecież on nie wrócił do domu. On mógł śmiało siedzieć w tych krzakach. To by świadczyło, że próbował podpalić dom ? Absurd. Po co miałby to robić ? Przecież ogień był w pokoju Justina. Nie, to, że Justina nie ma w domu nie musi od razu oznaczać, że to on za tym stoi. Przecież to nie ma sensu. Chociaż kto inny mógłby to zaplanować ?

Obudziłam się, oczywiście niewyspana. Zbyt dużo na głowie, zbyt dużo wydarzeń powodujących to, że myśli nie dają spokoju. Kiedy już się zaśnie, nie ma ulgi. Wtedy kontrolę przejmują koszmary. Dla zróżnicowania one cię dobijają i nie dają odpocząć. Leniwie stałam i podeszłam do szafy zabierając ubrania na dzisiaj. Następnie weszłam do łazienki i załatwiłam poranną toaletę. Nie musiałam się śpieszyć. Dzisiaj sobota. Dzień wolny od szkoły. Dzień wolny od Carey (chociaż nigdy nie wiadomo) Zdałam sobie sprawę, że nie powiedziałam rodzicom o tym co miało miejsca w nocy. Powinni wiedzieć, że usmażyliby się w własnym domu ? W sumie nie było aż tak źle. Szczerze, nie wiedziałam co zrobić w tej sytuacji. Postanowiłam sama się jakoś dowiedzieć czy to Justin za tym stoi. Zeszłam na dół. Czekało na mnie śniadanie i rodzice. Justina ciągle nie ma ? Czy to jest podejrzane ? 
-Justin jest ? - zapytałam próbując udawać obojętną. 
-Przyszedł nad ranem a teraz siedzi zamknięty w swoim pokoju.- oznajmił tata popijając kawę.
Usiadłam i zaczęłam jeść chociaż nie miałam na to ochoty. Usłyszałam dźwięk swojego telefonu. Przyszedł esemes. Wyciągnęłam telefon i otworzyłam wiadomość. Była od Lauren- żadne zaskoczenie. 

"Musimy pogadać. Możemy do ciebie przyjść ? W sensie ja i Toby. Pilne." 

Toby w moim domu ? Niby z jakiej racji ? Jednak nie miałam wyboru. Wiem, że Toby jest dla Lauren bliski i powinnam go jakoś zaakceptować. Chociaż spróbować.

"Dobra, możecie przyjść." 

Po chwili dostałam kolejny esemes: 

"Czekaj na nas, za 15 minut będziemy." 

Dałam naczynia do umywalki a potem weszłam na górę. Zatrzymałam się na korytarzu. Chciałam wejść do pokoju Justina i tak po prostu go zobaczyć. Tak wiem- idiotyczne. Ostatecznie jednak weszłam do swojego pokoju i zaczęłam ogarniać ten syf który się tu nagromadził. Dość długo nie "przyjmowałam" gości więc trudno się nie dziwić. Jak mam doprowadzić do porządku ten burdel w 15 minut ? Przynajmniej pościelę łóżko a resztę najzwyczajniej rzucę do szafy. Powierzchownie czysto. Usiadłam na łóżko i czekałam na tą dwójkę. Tak w zasadzie po co chcieli ze mną pogadać ? Na jaki temat ? Zgaduję, że znowu to samo- Justin. Usłyszałam dzwonek. Szybko zeszłam po schodach i otworzyłam drzwi. Jak się nie myliłam stali tam Lauren no i oczywiście Toby. Do końca miałam nadzieję, że może coś mu wypadnie. Niestety pojawił się. 
-Cześć.- powiedziałam opierając się o ścianę. 
-Hej.- przywitała się Lauren wchodząc do środka. Zamknęłam za nimi drzwi. Weszliśmy na górę.
-On jest u siebie ?- wyszeptała Lauren. Kiwnęłam potwierdzająco głową a następnie weszłam do pokoju. 
Usiadłam na łóżku a Toby i Lauren oparli się o drzwi zamykając je. 
-Więc o czym "pilnym" chcieliście pogadać ?- zapytałam kierując spojrzenie na nich.
-Poważnie Justin pobił się z Willisem ?- powiedziała Lauren z niedowierzaniem. 
-Tak. Nie pytaj mnie dlaczego, bo szczerze nie wiem.- oznajmiłam cicho aby Justin nic nie usłyszał. 
Toby stał i nic nie mówił. Tak jakby nad czymś myślał. Był tym pochłonięty. 
-Mówiłam, że on jest jakiś nienormalny.- dodała Lauren już nie tak cicho.
Nagle zauważyłam, że drzwi się otwierają. Zobaczyłam w nich Justina. Zatrzymał wzrok na Tobym. 
-Co ty tu robisz ?- zapytał Justin z wyczuwalnym napięciem wpatrywał się w Tobiego.
-To wy się znacie ?- wstałam i podeszłam bliżej Justina. 
-Czego tu szukasz ?- kontynuował dalej Justin. Wzrastała u niego złość. 
-Ty nic nie wiesz, musimy pogadać.- rzekł Toby. 
-O co chodzi ? Znasz go ?- Lauren najwidoczniej była zaskoczona. 
-Mogę ci wszytko wyjaśnić.- rzekł Toby ciągle gapiąc się na Justina.
-Nie potrzebuję wyjaśnień.- Justin wolnym krokiem podchodził do Tobiego. -Wiem, że jesteś taki sam jak oni.- stał już na przeciwko Tobiego.
-Musimy pogadać.- zakomunikował Toby.
-Jedyne co musisz to wyjść i to w tej chwili.- warknął i szturchnął go a potem wyszedł z pokoju.
Toby nie czekając poleciał za nim. Co to miało być ? Cholera, wszystko jest takie popieprzone.

Justin 

Byłem już do reszty wkurwiony. Wyszedłem z domu aby ochłonąć jednak chwila potem znowu powróciły te emocje. Znowu tu był. 
-Masz 50 sekund, potem możesz spieprzać albo pożałujesz.- odwróciłem się i stałem na przeciwko Tobiego. 
-Słuchaj, ja chciałem z nimi skończyć ale nie mogę...- powiedział stojąc sztywno. 
-Jak nie możesz ? Daruj sobie takie pierdolenie.- warknąłem powstrzymując swoją złość. 
Toby spuścił głowę w dół. 
-On powiedział, że...- wyszeptał nie podnosząc wzroku na mnie. 
-Twój czas się skończył.- odepchnąłem go a potem sam podszedłem do drzwi. 
-Nie mam wyjścia, groził że ją skrzywdzi.- usłyszałem za plecami jego głos. 
Nie wiedziałem co myśleć. Może to kolejne kłamstwo, aby mnie zniszczyć ?  

*** 

No więc jest 10 rozdział ! Serio, nie przypuszczałam, że dociągnę do 10 rozdziału. Myślałam, że się poddam już na starcie ale dzięki wam i waszym komentarzom dalej piszę to opowiadanie. Mam nadzieję, że je dokończę. : )
Jeżeli chodzi o sam rozdział to wiem- późno. Gdy miałam początek uznałam, że jest do dupy i usunęłam potem jakoś mi nie szło pisanie i ostatecznie nie jestem zadowolona. Na dodatek jest krótki, kolejny minus.  Następny rozdział będzie lepszy, bo zaistnieje jakieś zbliżenie pomiędzy Justinem i Niną, heh. Powinien pojawić się przed szkołą, czyli prawdopodobnie w niedzielę. Zależy też od komentarzy.
Jeżeli to czytasz to proszę skomentuj. To mnie strasznie motywuje. Dziękuję za wszystkie komentarze i wejścia. <3

CZYTASZ=KOMENTUJESZ 

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 9


Stałem oparty o swoją szkolną szafkę. Jakoś nie potrafiłem się skupić na niczym, co gorsza nie wiedziałem co jest powodem. Może wiedziałem ale nie chciałem tego dopuścić do swojego umysłu. Nie wcale mnie nie obchodzi ona i jej problemy. Nie, w żadnym wypadku. Choć może w małym stopniu... W zasadzie to interesuje mnie jedynie po co to robi. Każdego by interesowało prawda ? Co ją tak skrzywdziło ? Wydawało mi się, że jest pieprzoną, typową nastolatką. Ma wszystko za pstryknięciem palca. Przynajmniej jej zachowanie o tym świadczyło.  Zresztą po co mam sobie zatruwać tym głowę. To mnie nie dotyczy prawda ? No bo jej nic nie zrobiłem... może jednak byłem zbyt ostry ? Przejęła się tym, że parę razy nazwałem ją suką bo tak mam w nawyku ? Nie, przecież była załamana. Gdy na mnie spojrzała... jej oczy.. jej oczy były przerażone. Pełne smutku. Żalu. Po tym całym zajściu mam inne odczucia co do niej. Nie jest taka na jaką mi się wydawała. Kurwa, dość tego. Mam ważniejsze sprawy na głowie. Ważniejsze niż ona. Zadzwonił dzwonek na lekcję. Najchętniej urwałbym się z reszty lekcji, choć wiedziałem, że nie mogę. Mam w dupie to wszystko, ale nie chciałem na razie mieć problemów. Uwierzcie mam ich wystarczająco. Szedłem korytarzem. Zauważyłem, że niedaleko stoi Carey, trzymając książki w ręku. Jak widać miał dyżur. Śmieszył mnie ten widok, nie wierzyłem że to wszystko dzieje się na serio. Musiałem go ignorować, choć nie miałem na to ochoty. Byłem już bardzo blisko. Wtedy on się obrócił. Spojrzał na mnie i szyderczo się uśmiechnął. Nie chciałem zwracać na to uwagi, ale nie mogłem się powstrzymać. Zatrzymałem się na przeciwko niego. Staliśmy niemal twarzą w twarz.
-I co Bieber, znów się widzimy.- powiedział cicho.
-Niestety.- wyszeptałem.
-Trzymaj się od niej z daleka.- warknął rozglądając się po korytarzu.
-Kogo masz na myśli ?- zapytałem domyślając się odpowiedzi.
-Nie zgrywaj idioty, zostaw ją albo pożałujesz.- powiedział z złością. 
-Posłuchaj mnie, nie będziesz dyktować mi co mam robić. Uwierz mi mam głęboko w dupie ciebie i tą twoją ekipę. Nic nie możecie mi zrobić, nie mi.- odezwałem się pewnie.
-Jesteś tego taki pewien ? Gdym chciał mógłbym Ci zniszczyć życie.- wyszeptał prosto w moją twarz.- Pytanie czy można jeszcze bardziej go zrujnować.- zaśmiał się niemal niesłyszalnie.- Czy ona wie ?- dodał, kolejny raz rozglądając się po korytarzu.
-Zamknij się.- wypowiedziałem przez zęby.
-Nie wie ? No widzisz, tak się składa, że jestem jej bardzo bliski i z chęcią jej powiem o wszystkim.- czułem, że robi mi się ciepło.
-Wtedy i ty i ona będziecie mieli zrujnowane życie.- zaśmiał się po raz kolejny.
-Jedna różnica jest taka, że ona się dla kogoś liczy a ty ? Powiedzmy sobie szczerze, nie masz nikogo. Tylko wrogowie.- w tym momencie wiedziałem, że to nie skończy się dobrze. Zacząłem tracić kontrolę. Jeszcze raz zobaczyłem ten pogardliwy uśmiech, roześmiane oczy. Jeszcze raz otworzyłem w swojej głowie te słowa "nie masz nikogo" zrobiłem krok w jego stronę, nie opuszczając go z wzroku  "Tylko wrogowie"
-Nikt cie nie chce.- usłyszałem jego głos rozprowadzający się w moich uszach. Chwyciłem go za ramię i z całej siły przycisnąłem do ściany. Był zdziwiony.
-To ty pożałujesz.- warknąłem wkurwiony do maksymalnego poziomu.

Nina 

Szłam korytarzem do sali w której miałam lekcję. Ciągle nie potrafiłam pozbierać się po wczorajszym. Nie mogłam dopuścić do myśli to, że Justin widział mnie w takim stanie. Cholera co on sobie pomyślał. Co jeżeli będzie próbował jakoś to wyjaśnić ? Już po mnie. On nie może o niczym wiedzieć. Nikt nie może. Na końcu korytarza zauważyłam Justina przyciskającego kogoś do ściany. Kurwa, przecież to Carey. Natychmiastowo przyspieszyłam. Wtedy Justin przyłożył mu z kolana w brzuch. Carey opuścił książki, ciągle trzymając się na nogach. Justin dowalił mu pięścią w twarz a on zaczął się wyrywać i ciągnąć go za koszulę. 
-Przestańcie !- wykrzyczałam tak głośno aby usłyszeli. Reszta ludzi znajdujących się na korytarzu (a było ich dość sporo) otoczyła ich i z zainteresowaniem wpatrywali się w zaistniałą sytuację. Teraz Carey przejął prowadzenie. Przywalił Justinowi tak w twarz, że od razu polała się krew. Reakcja Justina była natychmiastowa. Wycelował prosto w nos. Nie mogłam dalej czekać. Przybliżyłam się do nich i próbowałam ich od siebie oderwać wchodząc pomiędzy nich. 
-Cholera, uspokójcie się !- wydarłam się jak tylko mogłam. Justin odepną Careya tak, że od z wielką siłą walną w ścianę a potem upadł na ziemię. Gapiłam się na nich, nie wiedząc co robić. Moment a dyrektor zjawił się na miejscu.
-Co się tu stało ?!- zapytał donośnie podchodząc do Careya.
-Zadzwonić po pogotowie ?- Carey poruszył przecząco głową a potem wstał, dyrektor mu w tym pomógł.
Spojrzałam na Justina. Wpatrywał się bez emocji przed siebie. Krew wprost lała mu się z kącika ust.
-Bieber ? Ogarnij się i wróć. Musimy wyjaśnić całe to zajście.- rozkazał dyrektor bacznie go obserwując.
Justin bez namysłu ruszył do łazienki. Poszłam za nim. Nie interesował mnie ten fakt, że to była męska łazienka, zresztą co to miało do znaczenia. Nic. Osobiście chciałam się dowiedzieć o co poszło. Cholera to wyglądało groźnie. Na pewno powodem nie mogła być zła ocena. To coś poważniejszego. O wiele poważniejszego. Gdy weszłam do środka zauważyłam go opartego rękami o umywalkę, wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze.
-Wszystko z tobą okej ?- zapytałam ostrożnie.
-A nie widać ?- powiedział odwracając twarz w moim kierunku.
-Powinieneś przemyć tą ranę.- zasugerowałam podchodząc bliżej.
-Spokojnie, nie umrze.- odezwał się ironicznie.
-Chcę Ci tylko pomóc... jak ty mi wczoraj..- oznajmiłam spuszczając głowę w dół.
-Po prostu uznałem, że tak trzeba. To nie była pomoc...- wzruszył ramionami.
-Dobra, tak czy inaczej dzięki.-lekko się uśmiechnęłam.- Czemu go tak załatwiłeś ?- dodałam szeptem.
-A ty czemu się tak załatwiłaś ?- podniósł głowę i spojrzał mi w oczy.
Co mogłam mu powiedzieć ? Nie, nic. Zrobiłam coś okropnego a teraz mam przesrane. Naprawdę nic. Wszystko jest okej. Po prostu żyć nie umierać. Milczeliśmy. Jakoś nie byłam w stanie nic powiedzieć. Powiedzieć coś z sensem, coś na moje usprawiedliwienie. Milczeliśmy. On wpatrywał się w moje oczy a ja w jego, brązowe. Znowu ta sama sytuacja.
-Zasłużył na to.- odezwał się, przełykając głośno ślinę.
-Ale jak ? W ogóle co was łączy ?- zapytałam drżącym głosem.
-A was, przecież wiem, że nie jesteście sobie obcy. Skrzywdził Cię prawda ?- powiedział podchodząc bliżej. Nagle zaschło mi w gardle. Nie mam prawa nic mówić. Zresztą to ja jestem ta gorsza. Nawet gorsza od tego skurwiela, Careya.
Nagle drzwi od łazienki się otworzyły. Był to pan dyrektor.
-Bieber wszystko dobrze ? Chodź, musimy to wyjaśnić.- powiedział poważnym tonem. Justin odkręcił wodę i przemył nią twarz a następnie wytarł o koszulkę. Ruszył w stronę drzwi i otarł się o moje ramię  a potem wyszedł wspólnie z dyrektorem. Jak najszybciej wyszłam z łazienki i szłam za nimi. Weszli do gabinetu dyrektora. Usłyszałam kroki za moimi plecami. Chwilę potem zorientowałam się, że to nie kto inny jak Carey (tylko z masakrowaną twarzą)
-Załatwię go.- szepną i poszedł dalej, wszedł do gabinetu.

Justin 

Siedziałem na krześle, dokładnie na przeciwko tego pieprzonego faceta w garniturze (dyrektora) Chwilę potem doszedł do nas Carey, w nico innej odsłonie. Wiedziałem, że już po mnie. Nie mam po co się tłumaczyć. Kogo będzie obchodzić to, że ten człowiek sam do tego doprowadził ? Sprowokował mnie. Nie musiał nic gadać. Ale chciał, chciał trafić w mój czuły punkt. Wiedział co ma powiedzieć aby mnie zniszczyć. Wiedział co powiedzieć aby mnie wkurwić. Wiedział co powiedzieć żebym poczuł się śmieciem. To zawodowiec. Wierzcie czy nie, jest zdolny do wielu, naprawdę wielu gorszych rzeczy. 
-Jak to się stało ?- zapytał dyrektor bacznie nas obserwując, chociaż większą uwagę skupiał na mnie. 
Carey spojrzał na mnie ukradkiem. "Już po tobie"- to mówiły jego oczy. 
-Mam zacząć od początku ?- odezwał się Carey. 
-Tak, proszę.- odpowiedział dyrektor poprawiając się na fotelu. 
-Miałem właśnie dyżur. Pilnowałem jak zawsze uczniów. No i jak już było po dzwonku podszedł do mnie Justin, tak przy okazji poinformowałem go, że dostał jedynkę z ostatniego sprawdzianu. On coś tam warknął cicho a potem rzucił się na mnie. I się zaczęło. Ja się tylko broniłem.- opowiedział przekonującym tonem. Steki kłamstw. Przeczuwałem to i nie odczuwałem zdziwienia. To było jasne od samego początku. 
-Rozumiem, a ty Justin ? To wszystko prawda ?- zapytał dyrektor obserwując mnie z zaciekawieniem. 
-Tak.- odpowiedziałem. Co mogłem innego zrobić ? Powiedzieć jak było naprawdę ? Czy ktoś uwierzyłby mi ? Człowiekowi który jest oskarżony o poważne rzeczy ? Kto dałby wiarę, że ten wzorowy na pierwszy rzut oka nauczyciel jest w rzeczywistości pieprzonym skurwielem ? No kto ? Kurwa kto ? Nikt. Nawet gdybym miał dowody, cholera wie co jeszcze i tak ja byłbym gorszy. To jasne, że wolałem milczeć. Wolałem skłamać. Żeby nie było- załatwię go jeszcze bardziej. To była tylko "gra wstępna" 
-W takim razie musimy wezwać twoich opiekunów.- zakomunikował dyrektor chwytając telefon.
Carey ponownie na mnie spojrzał. "Znowu wygrałem"- to mówiły jego oczy. 
Przez tego śmiecia mam takie problemy. Nie chcę wiedzieć co zrobią moi "opiekunowie" gdy dostaną telefon w mojej sprawie. Może wyrzucą jak psa ? Mają to przecież opracowane. Wiem tyle, że mam przesrane i to kolejny raz. Kolejny raz przez tego dupka. Muszę rozprawić się z nim raz na zawsze. Żeby mieć spokój. 
-Zaraz się tu pojawią i nie będą zadowoleni.- oznajmił dyrektor kręcąc głową. 
Nie będą zadowoleni ? Tylko tyle ? 
Czekałem na nich, nie powiem stresowałem się. Nawet bardzo. Nie wiem po co to. Po cholerę się mam stresować. Mniej to w dupie Bieber. Chwilę potem drzwi się otworzyły a w nich stanęli moi "opiekunowie" 
Widząc ich twarze, nie przewidywałem nic dobrego. Wręcz przeciwnie. Szykowała się niezła awantura. 
-Co się tak właściwie stało ?- zapytała donośnie Ryan spoglądając na mnie a potem na Careya i skrzywił się gdy zobaczył jego siniaki na twarzy. 
-Doszło do bójki, którą Justin spowodował.- odpowiedział dyrektor wstając z miejsca. 
-Justin to prawda ?- odezwała się Kate z rozczarowaniem w oczach. 
Twierdząco pokiwałem głową. 
-Panie Willis może pan już iść. Ty też Justin wyjdź, poczekaj na korytarzu. Wyjaśnię wszystko twoim opiekunom i porozmawia o karze.- zakomunikował a ja podniosłem się z krzesła i nie zwlekając wyszedłem z tego miejsca. Carey stał jeszcze na korytarzu. Podszedłem do niego. 
-Nie skończyliśmy jeszcze.- rzuciłem w jego stronę i ruszyłem do wyjścia.
-Uważaj, mają tu monitoring.- usłyszałem za plecami jego głos. 
Nie miałem najmniejszego zamiaru czekać na nich i wysłuchiwać tych kazać. Wyszedłem i w najbliższym czasie nie miałem zamiaru wracać ani tu ani do miejsca zwanym moim "domem". 

Nina

Chodziłam po swoim pokoju. Chciałam jakoś się uspokoić. Nie powiem, dręczyło mnie to wszytko. Te pytania bez odpowiedzi. Czemu Justin go pobił ? Może właściwie czemu się pobili ? Wiadomo- Carey nie był niewinny. Usiadłam na łóżku. Miałam zamiar przespać tę noc, nawet byłam już przygotowania do snu. Wiedziałam jedno- nie uda mi się zmrużyć oka jeżeli ciągle będę miała w głowie ten widok. Rodzą się nowe pytania. "Zasłużył na to"- słowa Justina, które mówią jedno. Znali się. Znali się lepiej niż myślałam. Mieli coś do siebie ? Musieli skoro się pobili do krwi. Wszytko jest jakieś dziwne. "Załatwię go"- słowa Careya, miał na myśli Justina. Nie miałam siły już o tym myśleć. To męczące. Rodzice od paru godzin dyskutują a raczej drą się na siebie. Powód ? Przypuszczam, że chodzi o Justina, którego jeszcze nie ma w domu. Podobno miał czekać na korytarzu a tu niespodzianka. Nie wrócił do tej pory a jest grubo po 22. Wstałam i odgarnęłam kołdrę. Następnie położyłam się do łóżka. I tym razem miałam nadzieję, że zasnę, nie ważne czy za 15 minut czy o 3 w nocy. Ważne że zasnę. O dziwno udało się i wystarczyło 5 minut. Nowość. 

*

Obudziłam się. Otworzyłam oczy. Poczułam coś. Zapach. Spalenizna. Ogień. Natychmiast wyszłam z łóżka. Zapach się nasilił. Gwałtownie wyszłam z pokoju. Teraz zapach był duszący. Jednak to nie było najgorsze. Najgorsze było to, że otaczał mnie dym. 

***

Cześć. No więc, 9 rozdział trochę później niż zaplanowałam ale cóż, pierwszą część napisałam dość szybko ale potem, że tak powiem straciłam wenę i wyszło jak wyszło. Osobiście uważał, że rozdział jest w miarę okej. A jakie jest wasze zdanie ? Jeżeli masz możliwość to proszę zostaw komentarz, który jest dla mnie ogromną motywacją. Dzięki temu bardziej chcę mi się pisać, bo wiem, że robię to dla was. Więc jeżeli przeczytasz to skomentuj. :) Dziękuję za każdy komentarz, to wiele dla mnie znaczy. : ) 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 8

Siedziałam sztywno na łóżku. Wpatrywałam się w jeden, martwy punkt. Paczka z listami która wpadła w moje ręce właśnie tam, w tym miejscu, miejscu powiązanym z Justinem leżała na podłodze centralnie przede mną. Może to wydawać się śmieszne, ale od ponad godziny nie robię nic poza siedzeniem na tym samym miejscu, w tej samej pozycji i z tym tępym wzrokiem skierowanym właśnie na to. Tak, od ponad godziny nic tylko myślę, siedzę i patrzę, myślę, siedzę i patrzę... Co zrobiłby normalny człowiek ? Z ciekawości otworzyłby to co go interesuje. Co robię ja ? No właśnie. Boję się cokolwiek zrobić. Żałosne. Może jednak jest to uzasadnione ? Jeżeli są tam rzeczy o których raczej nie warto wiedzieć ? Nie można tego wykluczyć. Tak jak możliwe jest, że są to jakieś pierdoły. Mimo to i tak to przeczytam. Za minutę, godzinę, miesiąc, bzdury czy też nie, zrobię to. Muszę. Chcę. Wyciągnęłam rękę ku paczce i wzięłam do ręki. Położyłam na swoich kolanach i nie myśląc dłużej wyciągnęłam jeden z listów. Od samego początku sądziłam, że to właśnie listy, teraz się to potwierdziło. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to to, że nie było ani żadnego zwrotu ani podpisu nadawcy. Dziwne. Tak jakby w ogóle nie było planowane wysłanie . Zaczęłam czytać.

"Nie jestem idealny. Nigdy nie byłem i nie będę chociaż odrobinę wartościowy w waszych oczach. Nigdy. Mimo tego jak się starałem i tak wy dostrzegaliście tylko te złe strony mnie. Zawsze tak było. To przez was jestem taki jaki jestem. Uwierzyłem wam. Uwierzyłem w to, że jestem pieprzonym nieudacznikiem bez serca. Każdego dnia, nawet do dzisiaj myślę, że może rzeczywiście potrafię niszczyć tylko życie innym. Powodować, że mnie nie chcą. Wyrzucają jak śmiecia. Zamykają drzwi przed nosem. Udają, że nie mają z mną nic wspólnego. Zacząłem nienawidzić wszystko i wszystkich jak wy mnie za to, że jestem. Wiecie co jest najgorsze ? Że mimo wszystko nadal mam do was szacunek. Nadal żyję nadzieją, że pewnego dnia sami do mnie przyjdziecie i przeprosicie, że się mnie pozbyliście. Z dnia na dzień ten szacunek maleje, nadzieja gaśnie. Kiedyś ja znienawidzę was. Wiem co to jest ból, wiem co to za uczucie. Zadając go innym chcę aby oni też go doświadczyli. Postępuję jak wy. Biorę z was przykład. Możecie być ze mnie dumni."

Nie wiedziałam co o tym myśleć. Pierwsze co posuwało mi się do głowy to pytanie kto jest autorem i do kogo jest ten "list" skierowany. Patrząc na jeden, istotny fakt- znalezione u Justina można stwierdzić, że to on. Nie potrafię sobie tego jednak wyobrazić. Czy Justin byłby w stanie napisać coś tak przykrego ? Czy mogło spotkać go coś tak przykrego ? Może jednak nie wiem o nim wystarczająco. No bo to, że zachowuję się jak zachowuje nie mówi niczego. Każdy coś ukrywa. Każdy. Nawet taka osoba jak ja. Teraz to nabrałam pewności, że to on. Jeżeli to prawda to o co mu chodzi ? Co go tak skrzywdziło ? Po tym wszystkim jakoś inaczej patrzę na nie go. Odczuwam coś innego niż złość, wkurzenie. Jest mi go szkoda. Jeżeli to rzeczywiście on bo przecież nie mam żadnej pewności. Byłam zmęczona, racja ale to wszystko ciągle mnie atakowało. Jest szansa aby po tym wszystkim tak po prostu poszła spać ? Chciałabym to z siebie wyrzucić. Nie tylko sprawy związane z Justinem, ale i ze mną. Chcę zapomnieć.

*

Następnego dnia w szkole to była jakaś masakra. Czy w nocy zasnęłam chociaż na godzinę ? Nie było szans. Ciągle tylko myślenie o tym samym. Justin, Carey i... nieważne. Siedziałam na stołówce obok Lauren i oczywiście Tobiego, zauważyłam, że od pewnego czasu stają się nierozłączni. To wróży same złe rzeczy. Powtórzę to po raz setny. Ten gościu jest dziwny. Nie lubię go i koniec.
-Czy ty chociaż zmrużyłaś oko przez tą noc ?- odezwała się Lauren patrząc się na mnie z dziwieniem.
-To jest aż tak widoczne ?- zapytałam. Okej przypuszczałam, że mogę nie wyglądać najlepiej ale żeby to się aż tak rzucało w oczy ?
-Domyślam się, że powodem był Bieber.- wtrącił się Toby.
-Może tak, może nie...-powiedziałam obojętnie.
-Tak właściwie to ja też dość sporo czasu o tym myślałam, wiecie... ten dom, kartka, Justin... teraz dotarło do mnie, że to nieco idiotyczne.- oznajmiła Lauren wpatrując się w nas.
-No raczej, że idiotyczne.- dodałam kręcąc głową.
-Wiecie co wam powiem ? Myślcie co chcecie ale on poważnie jest groźny.- warknął Toby a następnie wstał z miejsca.

*

Prawdopodobnie w szkole zostałam tylko ja. Wszyscy już skończyli zajęcia, w zasadzie ja też ale dostałam wiadomości, że muszę wymienić parę słów z pewną osobą. Tak, tą osobą jest nie kto inny jak Carey. Jak mam być szczera to za każdym razem boję się coraz bardziej. Strach się nasila a powinno być inaczej. Kiedy się do tego przyzwyczaję ? Kiedy zaakceptuję, że to nie minie ? Będzie w mojej głowie do końca życia ? Ten cholerny obraz przedstawiający... to wszystko na każdym kroku będzie mi przypominać kim jestem. W szczególności on. Dobija mnie jeszcze bardziej. Dobrze wie, że kiedyś to wszystko mnie przerośnie i tak po prostu nie dam rady. Drzwi od sali się otworzyły. Zobaczyłam go jak podchodzi spokojnym krokiem do swojego biurka i siada na krześle. Podeszłam bliżej, choć wcale tego nie chciałam. Jak za każdym razem oparłam się o jedną z ławek. Taka rutyna.
-Więc może zacznę bez owijania w bawełnę, mam do ciebie pytanie.- odezwał się bacznie mnie obserwując. 
-Łączy cię coś z tym Bieberem ?- zapytał poważnym tonem.
-Że niby co ? Ja go nawet nie znam.- wyszeptałam. To wszystko nie było normalne. Po cholerę mnie pyta o Justina, przecież musi coś w tym być.
-Wiem więcej niż ci się wydaje.- dodał.
-Dobra, ale co do tego wszystkiego ma Justin ? Znasz go ?
-Jak każdego w tej szkole. 
-To dlaczego pytasz akurat o Justina ?- wypaliłam.
-Słuchaj, niech cię to nie interesuje, nie twoje sprawy.- warknął i wstał z miejsca.- Może zajmij się kryciem twojego słodkiego sekretu co ?- wolnym krokiem zbliżał się do mnie.- A może to już czas by każdy się dowiedział do czego jesteś zdolna co ?- zaśmiał się chamsko.- Jeżeli uznasz, że już nie możesz tego w sobie dusić, jestem do usług.- podniósł mój podbródek- Mogę się tym zająć.- wyszeptał uśmiechając się szyderczo. Wtedy poczułam, że muszę iść. Muszę stracić go z oczu. Miałam wrażenie, że moje oczy zaczynają nabierać łez. Gwałtownie podleciałam do drzwi i z siłą je otworzyłam. Wystarczyła chwila abym wyszła z tej cholernej szkoły. Mimo to i tak biegłam. Biegłam aby uciec od tego wszystkiego, być dalej od tego. Nawet gdy zauważyłam swój dom nie potrafiłam się uspokoić. Prawda jest taka, że od tego się nie ucieknie. Nigdy. Nawet gdy biegniesz z niewyobrażalną szybkością, nie masz szans na ucieczkę. Zdyszana wparowałam do domu. Nie rozglądając się nawet weszłam na górę. Nie wiedziałam co robić. W tej chwili nic nie miało dla mnie sensu. Podeszłam do pokoju Justina i bez zastanowienia otworzyłam drzwi kopnięciem. Na moje szczęście go nie było. Wiedziałam po co tu przyszłam. Po coś co chwilowo może pomóc. Zaczęłam szaleńczo przeszukiwać szafę. Sprawdzałam każdą kieszeń jego spodni, czy kurtki. 
-Cholera, trzymasz spluwę pod łóżkiem a dragów nie masz ? Co z ciebie za idiota !- warknęłam sama do siebie, niespokojnie chodząc po pokoju. 
-Idiota.- dodałam i błyskawicznie pobiegłam do swojego pokoju, nie dbając nawet o zamknięcie drzwi. Byłam w takim stanie, że nic mnie już nie obchodziło. Co to za różnica czy drzwi są zamknięte czy otwarte ?! Weszłam do łazienki. Pierwsze co zrobiłam to spojrzałam w lustro. Wiecie kogo ujrzałam ? Tak, siebie. Cholernie nieszczęśliwego człowieka któremu została tylko śmierć. 

Justin 

Przez moment byłem w łazience, wyszedłem gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Byli to... no właśnie jak mam ich nazywać ? Po prostu są ludźmi którzy mnie "przygarnęli". 
-Cześć.- powiedziała "pani" Kate wchodząc do środka. Zamknąłem za nimi drzwi i wszedłem na górę. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to otwarte drzwi mojego pokoju. Kurwa, wiedziałem co jest grane. Czy ona nie potrafi zająć się sobą ? Bez zastanowienia wszedłem do jej pokoju. Owszem, byłem wkurwiony co było jak najbardziej uzasadnione. Nie było jej tam. Może i lepiej dla niej. Zauważyłem, że drzwi łazienki również były otwarte. Podszedłem bliżej. Ujrzałem ją, stojącą przy lustrze. Już chciałem coś powiedzieć, ale usłyszałem jej płacz co mnie powstrzymało. Cichym krokiem podszedłem bliżej niej. To co zobaczyłem... nie ukrywam zaskoczyło mnie. Umywalka we krwi, tak jak jej obie ręce. I żyletka którą trzymała w dłoni. Cała się trzęsła. 
-Po co to robisz ?- wyszeptałem tak cicho jak tylko było to możliwe. Nie chciałem nic mówić. Nie chciałem nic robić. Ale jednak stało się. 
Gwałtownie się obróciła i spojrzała najpierw na mnie a potem na swoje ręce. Jej oczy były czerwone od płaczu co mnie poruszyło ? Nie, po prostu się zdziwiłem. Jak taka osoba jak ona może mieć problemy ? Przecież ma wszystko. Ma rodziców, ma wszystko. Przez myśl mi nie przeszło, że ona może zrobić sobie coś takiego, że może mieć ku temu powody. Myślałem, że to kolejna rozpieszczona laska, myślałem że nie ma pojęcia o życiu... No właśnie, prawda jest taka, że jej nie znam. To jest tego dowodem. Ta krew. Stała sztywno. Jak i ja. Nagle usłyszałem kroki na korytarzu.
-Nina ?- głos Kate się przybliżał. 
Nina spojrzała na mnie ze strachem w oczach. Kroki się zbliżały. Widziałem jak panikuje. Obok mnie wisiał ręcznik. Szybko wziąłem jej ręce i ująłem w ręcznik. 
-Wejdź do kabiny.- wyszeptałem a ona natychmiastowo to zrobiła. 
Sekunda potem Kate stała w drzwiach.
-Widziałem gdzieś Ninę ?- zapytała podchodząc ku mnie. 
-Gdzieś wyszła.- skłamałem.
-A co tobie się stało Justin ?- spojrzała na drastycznie zakrwawioną umywalkę.
-Z palcem... z resztą to nic poważnego.- powiedziałem włączając wodę. Spojrzała badawczo jeszcze raz na mnie a potem wyszła. Porozglądałem się po pomieszczeniu i też wyszedłem. Nie wiedziałem jak się zachować. Nie wiem czy dobrze zrobiłem. Wiem tylko, że ta dziewczyna potrzebuje pomocy. Jedno jest pewne nie otrzyma jej ode mnie. 


***

Na sam początek- przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam. Powodem był laptop który mi się rozwalił w sam środek wakacji. Nie miałam dostępu do niczego więc jednym słowem masakra. Mam nadzieję, że mimo to dalej będziecie czytać bo bądź co bądź dość sporo czasu minęło i pewnie część zapomniała o istnieniu tego opowiadania. : ( 

Jeżeli chodzi o sam rozdział. Trochę chaotyczny ale w sumie mi się podoba. Jest dość długi więc pod tym względem jest okej. A wam się podoba ? Co myślicie o tym wszystkim ? 
Następny rozdział może pojawić się za 2-3 dni, chcę trochę przyspieszyć. : ) 
Proszę was kochani za komentowanie bo to wiele dla mnie znaczy. Dziękuję szczerze za każdy komentarz.<3 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ