środa, 19 czerwca 2013

Rozdział 3

Nie potrafiłam zmienić pozycji, zrobić cokolwiek. Tak, byłam w szoku tylko dlaczego ? Co ten człowiek robi w moim domu i czemu mam takie złe odczucia co do niego ?
-Kochanie,  Justin to syn mojej najlepszej przyjaciółki. Wczoraj stało się coś, co nie powinno mieć miejsca. Dom w którym mieszkali spłonął, a reszty możesz się domyślić..- powoli powiedziała mama, dalej się denerwując. Ciągle spoglądała na tatę, który zachowywał spokój.
Jeszcze bardziej mnie przybiło. Nic nie zrozumiałam, kompletnie nic. Oprócz tego, że spłonął dom. Co to ma wspólnego ze mną ? Po co mi to mówi ? Wolałam milczeć niż walnąć jakąś bzdurę. Właściwie to miałam tak sucho w gardle, że wątpię abym coś potrafiła powiedzieć.
-Pewnie zastanawiasz się po co to wszystko, otóż z tego powodu, iż Justin nie ma się gdzie podziać a dla mamy to naprawdę ważne, zostanie u nas. Na jakiś czas.- zabrał głos ojciec, bacznie mnie obserwując . Te słowa musiałam sobie powtarzać chyba ze sto razy, aby tak naprawdę do mnie doszły. Zjechali mi psychikę. Nie wiedziałam jak się zachować w takiej sytuacji. Nigdy nie widziałam tego człowieka, nigdy nie słyszałam o jakieś tam "najlepszej przyjaciółce" mamy.
-Powiedz coś...-wtrąciła się mama.
-Nie martw się, przyzwyczaisz się. - dodał tata szukając czegoś w swoich spodniach, przypuszczam, że papierosa. Mama szturchnęła go łokciem i posłała ostrzegawcze spojrzenie.
-Co mam przez to rozumieć ?- nawet nie wiedziałam kiedy te słowa wydobyły się z moich ust.
-To, że chodzi o pomoc.-powiedziała mama.
Ten chłopak stał oparty o kuchenny blat, ręce ciągle trzymał w kieszeniach. Milczał. Nie wiem czemu ten obraz powodował u mnie dreszcze. Było w nim coś niepokojącego, coś innego. Wiem, nie ocenia się ludzi po pozorach, ale to widać w jego brązowych oczach. Nagle spojrzał na mnie. Nasze spojrzenia się zderzyły. Podniósł lewy kącik ust do góry.  Natychmiast odwróciłam głowę w przeciwną stronę. To był uśmiech, szyderczy uśmiech. Inny niż wszystkie. Czy tylko mnie to dziwi ? Można się domyślić, że stracił wszystko. Dom, matkę... zachowywał się normalnie, normalnie dziwnie. Jak na kogoś kto został tak ukarany przez los, to było nienaturalne. Przypuśćmy, że moi rodzice giną. Nie potrafiłabym się pozbierać chyba nigdy. Mimo to, że momentami ich nienawidzę. Może niektórzy już tak mają ? Uśmiechają się szyderczo ? Przeżywają inaczej ?
-Myślę, że jak się poznacie, zmienisz zdanie.- stwierdził tata spoglądając na Justina, który gapił się w swoje buty. 
-Justin zajmie pokój dla gości, chyba pierwszy raz zostanie wykorzystany.-dodał.
-Musimy obgadać parę spraw Nina, idź na górę. Zawołamy cię na kolacje.- oznajmiła mama.
Byłam ciągle w szoku, jakimś cudem weszłam po  schodach do swojego pokoju. Usiadłam na łóżko. Naprawdę to było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Przychodzę zmęczona do domu, myślę, że zjem kolację, pójdę spać... Tymczasem na wejściu wita mnie każdemu znany Justin Bieber, o którym oczywiście nigdy nie słyszałam. A powinnam.  Przypomniały mi się słowa Tobiego. Może robił sobie z nas jaja ? A reszta szkoły całkiem po prostu nie miała o czym plotkować ? Może to wzorowy chłopak ? Starałam  się myśleć optymistycznie, jednak gdy przed  oczami znowu pojawił się on i ten jego charakterystyczny szyderczy uśmiech... automatycznie powracam do pierwszej wersji. 
Czekałam i czekałam, praktycznie się nie ruszając. Przez moment myślałam, aby zadzwonić do Lauren, ale po co robić sensacje ? Mogłam zadzwonić do Tobiego, ale jak miałabym zacząć rozmowę z nim o nim ? W sumie to i tak pewnie nie mam jego numeru. Chciałam już zejść na dół, do nich, do niego... Nie wiem po jaką cholerę chciałam go znowu zobaczyć . Tym razem mu się przyjrzę. Głęboko spojrzę w oczy, aby odczytać to co mnie tak niepokoi. Nie wiem czy chciałabym ryzykować. Co gdyby w tym samym momencie on skierował wzrok na mnie ? Gdyby znów się tak szyderczo uśmiechnął....
-Nina, kolacja !- usłyszałam jak woła mnie mama.
Właśnie nadeszło to na co czekałam. Gwałtownie wstałam i powoli wyszłam z pokoju.  Gdy byłam na schodach, widziałam ich wszystkich. Siedzieli przy stole. Nikt nic nie mówił. Mam się bać? Jego oczy błądziły po całym pomieszczeniu. Podeszłam odrobinę bliżej, teraz widziałam go lepiej.  Nagle jego oczy się zatrzymały, na mnie. Zobaczył mnie. Podniósł kącik ust, wytwarzając  dobrze znany mi szyderczy uśmiech. Błyskawicznie zrobiłam krok w tył. To musiało dziwnie wyglądać. Jakbym go obserwowała, tak było.
-Nina!- krzyknął tata.
Zrobiłam głęboki wdech, próbując zachować spokój, jakby nigdy nic zeszłam do kuchni.  Spojrzałam na nich. Jeden stół, cztery krzesła. Musiałam usiąść na przeciwko niego. Lepiej być nie mogło.  Nie mając wyboru, zajęłam jedyne wolne miejsce, obok mamy na przeciwko Justina. Czułam się otoczona. Miałam wrażenie, że się na mnie gapi, jednak nie jestem na tyle odważna aby to sprawdzić. Nie miałam ochoty na jedzenie,  co jak co musiałam sprawiać wrażenie normalnej. Wyciągnęłam rękę po chleb.  Gdy już chciałam wziąć kromkę, poczułam czyjś dotyk. Automatycznie cofnęłam rękę. To była jego dłoń. Miałam nadzieję, że rodzice tego nie widzieli. To nie było normalne, samo w sobie tak, ale moja reakcja już odbiegała od normy. Miał zimne dłonie. Coś to oznaczało... chyba to, że jest się dobrym w łóżku. Moje myśli zaczęły uciekać w całkowicie innym kierunku.
-Jesz coś?- zapytała mama, spoglądają na mój pusty talerz.
-Jasne, zastanawiam się na co mam ochotę.- powiedziałam, rozglądając się po stole i dosłownie na sekundę spojrzałam na niego.
-Coś długo to trwa.- wtrącił się ojciec, chwytając kubek herbaty.
Żeby nie wyglądało to podejrzanie nabrałam sobie małą porcję sałatki na talerz. Pozornie zapowiadała się obiecująco. Jak już wspomniałam nie byłam głodna, jednak przymusowo zaczęłam wybierać z sałatki pomidory, który okazały się mdłe. Zmusiłam się i pozbyłam się tego z talerza. Wstałam i zasunęłam krzesło.
-Pokażesz Justinowi gdzie ma się rozpakować?- zapytała mama.
-W sumie to mogę...- wymamrotałam zakłopotana, nie wiedząc co z sobą zrobić.  Miałam inny wybór ? Wzrok mojej mamy, odpowiedział za mnie.
-Emm... musisz wejść po schodach i zrobić skręt w prawo..
-Mówiąc pokażesz miałam na myśli, zaprowadzisz.- zakomunikowała mama lekko kręcąc głową.
Wzięłam oddech, i niepewnie spojrzałam w jego stronę. Siedział ciągle na miejscu, bawił się widelcem co mogło oznaczać tylko jedno- był już znudzony.
-Więc idziesz ?- ostrożnie zapytałam. Natychmiastowo wstał z miejsca. Milczał. Coraz bardziej mnie to nurtowało. Wziął dość sporą walizkę w rękę i ruszył za mną. Gdy już byliśmy w właściwym pokoju, spokojnie otworzyłam drzwi. Próbowałam uniknąć kontaktu wzrokowego, próbowałam na niego nie patrzeć, jednak w pewnym momencie musiałam... Wszedł do pokoju, walizkę położył na łóżku a następnie usiadł obok niej.
-Okej...-odezwałam się, odwracając się i kierując się do swojego pokoju.
-Drzwi.- usłyszałam za swoimi plecami. Bez zastanowienia wróciłam się i w chaotyczny sposób zamknęłam drzwi. Pierwszy raz usłyszałam jego głos. Nie potrafię się skupić. Tak działa jego obecność na mnie. Stwierdziłam to po niecałych 2 godzinach, nieźle. Weszłam do swojego pokoju, byłam niesamowicie zmęczona. Zdawałam sobie jednak sprawię, że nie zasnę. Nie ze świadomością, że jakiś całkiem obcy człowiek śpi pod tym samym dachem i co gorsze, kilka kroków ode mnie.

Justin

Łóżko na którym siedziałem było cholernie wygodne. Pokój był miniaturowy, ale dobrze wyposażony. Jedyna rzecz jaka mnie denerwowała to ściany. Jak można pomalować ściany na popierdolony róż ? Jeszcze tak dający po oczach ? Nie potrafiłem wytrzymać, czułem się do dupy. Niby zwykły kolor, ale mnie wkurwiał. W takim stopniu, że musiałem wyjść. Gdy byłem na korytarzu momentalnie poczułem się lepiej. Beżowy już lepiej na mnie działa, niż jakiś róż. Usiadłem na podłodze, opierając się o ścianę.  Nie miałem pojęcia co z sobą zrobić, a musiałem się wyżyć, najlepiej na kimś. Ona wydawała mi się idealna. Na samym początku doprowadziła mnie do szału. Wydaje się rozpieszczona. Wszystko mająca suka. Nic nie wie o życiu. Pewnie tylko pstryknie paluszkiem i już ma co chce. Taki typ człowieka nie podchodzi mi, powiem więcej wkurwia mnie. Dobra, nie znam jej ale to co zdążyła sobą zaprezentować dało chyba jasne powody, aby nazwać ją rozpieszczoną suką.  " Co mam przez to rozumieć ?" na dodatek tępa, watro jeszcze zaznaczyć, że nie potrafi zamykać drzwi. Trzeba jednak przyznać, że jeżeli chodzi o inną część to niezła z niej dupa.  Wstałem i podszedłem pod jej pokój. Wiedziałem, że jeszcze nie śpi. Chwyciłem złotą klamkę i otworzyłem drzwi. Od razu ją zobaczyłem, wyglądało na to że podsłuchiwała. Była zamieszana, zrobiła kilka kroków do tyłu, aby oddalić się ode mnie.

Nina

Cholera, co on tu robi ? Może sobie pomyśleć, że go podsłuchiwałam, tak, to prawda. Wpatrywał się we mnie, oparty o ścianę. Nie wiedziałam co powiedzieć, może go przeprosić ? Może to, że miałam przyłożone ucho do drzwi, wcale nie wyglądało podejrzanie ? Musiał się domyślić, jego twarz mówiła wszytko..
-Ktoś tu nie jest wychowany.- odezwał się, ciągle mi się przyglądając.

- Chodzi Ci o to, że jak się wchodzi do czyjegoś pokoju to się puka ?- powiedziałam, nie panując nad sobą.
-Chodzi mi o podsłuchiwanie.- szepnął podchodząc bliżej.
-Wcale nie...
-Jak to wytłumaczysz ? Sprawdzałaś czy temu drewnu bije serce ? Albo masz coś z głową albo tak po prostu kłamiesz.
-Dobra, niech będzie. Możesz już iść.- wymamrotałam cicho podchodząc do okna.
Nie wiem które była godzina, ale ewidentnie środek nocy. Ulice były niemalże puste, od czasu do czasu zdarzył się jakiś samochód. Odwróciłam się, miałam nadzieję, że przez ten czas opuścił mój pokój, jednak byłam w błędzie. Siedział na moim łóżku. Na łóżku w którym ja śpię, ja. Zastanawiałam się jak zareagować. Najchętniej wyrzuciłabym go, ale ja nie potrafiłam nawet powiedzieć słowa przez te zakłopotanie.
-Z tego co wiem, masz swoje łóżko.- powiedziałam wreszcie.
-Mam też popierdolony róż na ścianach.- warknął, uśmiechając się szyderczo. Nienawidziłam jak to robił. Chociaż z jakieś strony mnie to intrygowało.
-Ale co to ma do rzeczy ?- zapytałam zdziwiona.
-To, że całkiem po prostu mnie wkurwia.- powiedział już ze spokojem w głosie.
-Co masz zamiar zrobić ?-odezwałam się kolejny raz.
-Zapalić papierosa.- odpowiedział i wyciągnął z kieszeni spodni paczkę fajek. Miałam cholerną ochotę się zaciągnąć. Gdy mam doła od razu leczę go właśnie takim sposobem, bywa, że łagodzę ból czymś mocniejszym...
-Kurwa.- warknął.
-Masz zapalniczkę, zapałki ?- zapytał patrząc się na mnie. Jego twarz nabrała łagodności.
Podeszłam do biurka, schyliłam się i otworzyłam szufladę na samym dole. Miałam ubrany luźną bluzę, kończyła się w połowie ud. Gdy się pochyliłam zapewne moje majtki ujrzały światło dzienne, a raczej nocne. Miałam nadzieję, że Justin mnie nie obserwował. Chociaż czułam jego wzrok. Odwróciłam się i się nie pomyliłam, gapił się na moje  gołe nogi.
-Masz.- podałam mu zapałki, naciągając swoją piżamę.
Chłopak natychmiastowo zapalił papierosa i głęboko się zaciągnął. Usiadłam na krzesło przy oknie. Jakieś 7 minut nic nie mówił, o mnie to nie wspominam. Był skupiony na paleniu, ostrożnie na niego zerkałam. Bałam się, że to zauważy i znowu będę miała problemy. Chciałam się czegoś o nim dowiedzieć, cokolwiek co potwierdziłoby moje przypuszczenia. Jednak jak mam to zrobić, jeżeli on najwidoczniej nie ma ochoty na rozmowy ?
-Jak to się stało ?- zapytałam, spodziewając się milczenia zamiast odpowiedzi.
-Jakim sposobem ten dom spłonął ?- próbowałam dalej. Podniósł głowę a oczy wbił prosto w moje.  Otworzył usta, widocznie chciał coś powiedzieć jednak do tego nie doszło. Po chwili wstał i zrobił krok w moją stronę. Nachylił się nade mną. Nie wiem, nie wiem czemu ale moje serce zaczęło bić szybciej.
-Nie pytaj o sprawy, które cię nie dotyczą.- warknął a następnie wyszedł z mojego pokoju.

***

No i pojawił się Justin. Zrobiłam dość długą przerwę, jeżeli chodzi o rozdziały. Miałam napisać go w sobotę, ale tak jakoś mnie sen złapał i cóż... Ogólnie to początek mi się łatwo pisało, ale potem zrobiły się schody bo nie miałam pomysłu na resztę, wymyśliłam coś na poczekaniu i gotowe. No i ostatecznie nawet rozdział mi się podoba, oceńcie sami. 

Jeszcze jedna sprawa, jeżeli chcesz być informowany na tt to napisz. : )

Dziękuję za każdy komentarz, to dla mnie wiele więc 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ 

Tak na marginesie, oczy nadal bolą ? xd

wtorek, 11 czerwca 2013

Rozdział 2

Dźwięk budzika, który mnie obudził sprawia, że mam ochotę się zabić. Dziwne, że jedna, zwykła melodia może wzbudzić u człowieka tyle negatywnych emocji. Chyba, że to nie sam budzik tylko świadomość, że trzeba wstać i to do szkoły. Ta noc dla mnie była szczególnie trudna. Nie wiem co myśleć o wczorajszej awanturze, o co w niej w ogóle chodziło ? Wstałam z łóżka, nie dbając o to aby go pościelić. Podeszłam do przestronnej i białej szafy aby wyciągnąć ubrania na ten beznadziejnie zapowiadający się dzień. Ze względu na dość sprzyjającą pogodę, wybrałam szorty i t-shirt z jakimś bezsensownym nadrukiem. Było dość późno więc nadzwyczajnie szybko załatwiłam rzeczy związane z poranną toaletą. Chwyciłam torbę i ruszyłam w stronę kuchni. Przy stole siedzieli już rodzice. W milczeniu popijali kawę, obserwowałam ich z ukrycia jakieś dobre 5 minut, czekając na jakieś odniesienie do wczorajszej "rozmowy" Jednak żaden z nich nie odezwał się do siebie nawet słowem co dla mnie było rozczarowaniem. Nie widząc najmniejszego sensu w staniu jak jakiś debil i gapieniu się na dwójkę za bardzo spokojnych ludzi, wyszłam na dół. Ich twarzy od razu nabrały jakiś emocji.
-Dzień dobry.- przywitała mnie mama, wstając i przygotowując herbatę.
-Dzień dobry.- wydukałam gapiąc się na ich rutynowe zachowani. Usiadłam na swoim miejscu z nadzieją, że uda mi się coś z nich wyciągnąć. Wcale nie byłam głodna, chociaż powinnam zjeść coś na start. Tata dalej nic nie mówił, z wielkim zainteresowaniem czytał poranną gazetę i pił kawę, chyba już 2 a może nawet 3, po tak burzliwej nocy, to normalne. Mama podała mi gorącą herbatę i wreszcie usiadła, też zachowując milczenie. Momentami puszczała wymuszone uśmieszki w moją stronę, co nie robiło na mnie wrażenia.
Gryzła mnie te wczorajsze słowa, musiałam się dowiedzieć co jest na rzeczy.
-Nie macie mi nic do powiedzenia ?-zapytałam wreszcie, spoglądając na nich z ciekawością.
-Niby co?- powiedziała matka jakby nigdy nic.
-Ładna pogoda dzisiaj.- przemówił ojciec nawet nie podnosząc wzroku. Ta gazeta musiałam być cholernie interesująca. Przewróciłam oczami i bez namysłu wstałam. Wzięłam swoją torbę na ramię a następnie zabrałam się za ubieranie trampek.
-Gdzie się wybierasz ? Nie zjadłaś śniadania.- odezwała się mama.
-Nadzwyczajnie, do szkoły.- odpowiedziałam od razu wychodząc z domu i głośno trzaskając drzwiami.
Znowu kłamali. Co chcą ukryć ? Jeżeli to jakaś ważna sprawa powinni mi powiedzieć. Zawsze lepiej aby oni sami to zrobili, ponieważ mogę dowiedzieć się sama. Wtedy nie będzie już tak wesoło. Stracę resztę zaufania do swoich rodziców, a pozostało go naprawdę niewiele. Cóż sami na to zapracowali. Nie miałam najmniejszej ochoty iść do tej cholernej szkoły, jednak są powody dla których muszę się tam zjawić, głównie jeden. Carey. Nie miałam daleko do szkoły, kilka minut i już byłam na miejscu. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Zbierało mi się na rzygi jak widziałam twarze tych wszystkich idiotów. Gdy byłam już przy mojej szafce, włożyłam tam niepotrzebne rzeczy i powtórnie zamknęłam.
-Cześć.- była to Lauren, jedna z lepszych koleżanek. Nigdy nie nazwałabym ją przyjaciółką. Przed przyjaciółmi nie ma się tajemnic.
-Hej.- wymamrotałam pod nosem, układając swoje długie, brązowe włosy. Szczerze, to nawet mi się podobały.
-Jak leci ?-zapytała.
-Jest dobrze, nic nowego.- powiedziałam uśmiechając się pod nosem. Tak naprawdę nie chciało mi się żyć. Najlepszym sposobem jest udawanie. Jak widać, nauczyli mnie tego rodzice. Tyle, że ja to potrafię robić. Zadzwonił dzwonek na lekcję, wszyscy kierowali się do klas w których mają zajęcia.
-Muszę lecieć, pogadamy potem okej ? Zajmę ci miejsce na stołówce.-powiedziała.
-Jasne.- obie poszliśmy w przeciwne strony. Matematyka, męka ale to nic z angielskim. Careyem...

*

Jadalnia jak zawsze była przepełniona. Wszyscy darli się na całego co też nie było żadną nowością. Stałam na środku, rozglądając się za Lauren. Gdy ją zauważyłam, ona machała w moją stronę. Siedziała z Tobym, nie wiem co jest miedzy nimi ale ze sobą kręcą, to widać. Nie wydaje mi się, że to coś poważnego, mam nadzieję, że nie. Ten gościu jest jest co najmniej dziwny. Nie wiem co ona w nim widzi, ale cóż o gustach się nie dyskutuje. Może i jest tak w jakimś stopniu przystojny, ale co z tego, jeżeli jego zachowanie jest nienormalne ? Lekko zniechęcona obecnością Tobiego podeszłam do stolika w którym siedzieli i zajęłam miejsce obok Lauren, co nie powinno nikogo dziwić. 
-Wiecie o czym gada cała szkoła od rana ?- zapytała się Lauren, wpatrując się w nas. Przeleciałam wzrokiem całą jadalnie i rzeczywiście wydawało się, że każdy gada na ten sam temat.
-Nie mam pojęcia.-powiedziałam teraz spoglądając na Tobiego. 
-Nie słyszeliście ?-zdziwił się Toby.
-Wczoraj w okolicach południa spłonął dom...
-No cóż, szara rzeczywistość.- przerwałam. 
-Jesteś w błędzie. Gdyby on tam nie mieszkał to masz rację, byłaby to szara rzeczywistość.
-On czyli ?- wtrąciła się Lauren, wyprzedzając tym samym mnie.
-Justin Bieber, pewnie słyszeliście o nim.- szepnął do naszych twarzy.
-Hmm... niech pomyślę, nie.- powiedziałam sprawdzając stan swojego lakieru na paznokciach.
-To się ciesz.-dodał robiąc gryza jabłka. 

*

Nie kontrolowałam czasu, było po 21. Słońce powoli chowało się za horyzont, jeszcze chwila i zrobi się całkowicie ciemno. Zasiedziałam się u Lauren, wolałam już z nią plotkować, niż słuchać kłamania rodziców. Teraz to pewnie siedzą i oglądają nudy jak flaki film. Założę się, że są przekonania, że siedzę grzecznie w pokoju czytając jakąś inteligentną a zarazem wypełnioną po brzegi bzdurami książkę. Szłam wolnym krokiem, wybrałam zupełnie inną drogę, nie miałam pewności, że trafię do domu, ale cóż, jest ryzyko jest zabawa. Ależ ja jestem szalona. Skręciłam na jakąś nieco zarośniętą ścieżkę, odrobinę mi się przypominała, jednak nie miałam pojęcia gdzie prowadzi. I tak nie miałam nic lepszego do robienia, co może być przyjemniejsze od spacerowania po jakimś zadupiu ? Zero oświetlenia, jedynie słońce dawało ostatnie promienie. Rozglądając się po tym obszarze, zauważyłam krzyż. Gdy podeszłam bliżej, wszystko było jasne. Cmentarz. Tak i to właśnie tu prowadzi ta ścieżka, to właśnie dlatego ją pamiętałam. Dawno mnie tu nie było, za dawno. Stałam centralnie przed wejściem, obserwując groby. Nie wiem po jaką cholerę. Scena jak z horroru. Z jakiegoś powodu serce zaczęło przyspieszać, ciągle stałam sztywna. Zrobiłam krok w przód, już chciałam zrobić kolejny, ale nagle usłyszałam znaną mi melodię. To mój telefon, właśnie dzwonił. Dynamicznie wyciągnęłam go z kieszeni spodni i odebrałam.
-Gdzie jesteś ? Czekamy na ciebie. Mamy ważną sprawę.- usłyszałam zdenerwowany głos mamy. Zdziwiło mnie, że zainteresowała się swoją córką.
-Dobra, zaraz będę.-powiedziałam równie zdenerwowana po czym się rozłączyłam. 
Ostatni raz spojrzałam na opustoszałe cmentarzysko. Biegiem chciałam oddalić się od miejsca, co najdziwniejsze chciałam być już w domu. Nienawidziłam cmentarzy, a tego szczególnie. Nienawidzę.
Znajdowałam się już na znanej mi ulicy. Uspokoiłam się i trochę zwolniłam. Wystarczyła chwila abym stała już przed drzwiami domu. Bałam się a zarazem chciałam się dowiedzieć o co chodzi. Może rzeczywiście wszystko nabierze jasności ? Ale czy to dobrze ?
Chwyciłam klamkę, tak jak przeczuwałam drzwi były otwarte. Weszłam do środka. Od razu zauważyłam rodziców. Tata wpatrywał się w okno, a mama chodziła w kółko. Nie wyglądało to dobrze. 
-Nareszcie jesteś.-powiedział tata wbijając wzrok na mnie. 
-Gdzieś ty była ? Zresztą nie ważne, musisz kogoś poznać.- dodał podchodząc bliżej. Nie widziałam co robić, weszłam do środka kuchni, wtedy mnie zamurowało.
-To Justin, Justin Bieber, poznajcie się.
Chłopak ubrany niemal cały na czarno. Ręce trzymał w kieszeni. Patrzył  na mnie, w niewyjaśniony dziwny sposób. Chwila, Justin, Justin Bieber. Że co ? 

***

Drugi rozdział, moim zdaniem początek jest słaby a reszta może być. Dopiero wszystko się zaczyna, jest nudno ale od następnego rozdziału będzie coraz ciekawiej. Możecie się domyślać lub nie co Justin robi w domu Niny... Jeżeli nie to wszystko wyjaśni się w następnym, prawdopodobnie dodam w piątek, część już mam, więc spoko. : ) Nie wiem co jeszcze napisać... postaram się aby w każdym rozdziale coś się działo, w sumie to mam dużo pomysłów... Zależy od was czy będziecie chcieli to czytać. No i tak prędko nie dowiecie się o co chodzi z tym nauczycielem, to nie jest nic banalnego. : D 
Dziękuję za każdy komentarz, to naprawdę mnie motywuję więc: 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ 

/Jak coś informuję z drugiego konta/ 

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 1

Siedziałam w ławce, właśnie trwała lekcja angielskiego. Fizycznie byłam obecna, jednak moja wyobraźnia oddaliła się od tego miejsca. Znajdowała się w innym świecie. Lepszym świecie. Pan Willis pisał coś na tablicy, nawet nie interesowało mnie co. Jednym słowem miałam to w dupie, chciałam jedynie opuścić tą sale, to wszystko.
-Temat wypracowania, które macie zrobić na następny piątek.- powiadomił wskazując dłonią na tablice.
-Zapiszcie sobie, bo znając dzisiejszą młodzież z pamięcią kiepsko.
W tej chwili zadzwonił dzwonek. Wystarczyła chwila, aby klasa zrobiła się pusta. Szybkim ruchem spakowałam książki do torby i jak na wychowanego człowieka zastało, zasunęłam krzesło.
-Mam sprawę, dzisiaj o 20 u mnie.- niemal szepnął, przeszukując swoje "miejsce pracy"
Stałam sztywno, nie wiedziałam jak właściwie zareagować.
-Idź już.- powiedział, nadal oganiając ten syf na biurku.
Dostając nagłego olśnienia, błyskawicznie opuściłam sale. Nie ukrywam, że poczułam się lepiej. Specjalnie nie miałam humoru. Co ja gadam, to norma. Od pewnego czasu tak jest. Rozmyślanie nad życiem i jego sensem. Cóż, każdy ma gorsze dni, lata... tak jak w moim przypadku. Z racji, że dla mnie męka w szkole dobiegła końca opuściłam ten pieprzony budynek. Niby ma być dla nas, uczniów drugim domem a jaka jest prawda ? Większość nienawidzi spędzać tam czasu. Są powody. Wystarczy, że nie masz kasy na markowe buty a już stajesz się przedmiotem bez uczuć. Szkoła przetrwania.
Wcale nie spieszyło mi się do domu, to i tak poczułam ulgę. Bez wątpienia należę do tej grupy uczniów, co przebywanie w tych murach jest koszmarem. I jak każdy z tej grupy uczniów mam swoje powody, indywidualne powody. Jestem pewna, że rodzice popsują mi resztę dnia. Od powiedzmy 2 tygodni, panuje napięta atmosfera no i afery, między nami, a szczególności nimi (chodzi o rodziców) Naprawdę nie wiem co jest tego powodem, co jest niesprawiedliwe. Chyba mam prawo wiedzieć dlaczego naskakują sobie do gardeł, musi być przyczyna. Szkoda tylko, że jakoś wszystko według nich jest normalne. Wmawiają mi, że jest okej, jednak zachowaniem zaprzeczają swoje słowa.  Dla mnie to śmieszne, w negatywny sposób. Czy oni myślą, że jestem dzieckiem, mam 10 lat i biorę sobie każde słowo wypowiedziane z ich ust do serca ? Nawet nie zastanawiając się, czy to bzdura ? Jeżeli tak, to chyba na serio jesteśmy sobie obcy. Stałam przed drzwiami frontowymi. Rozglądałam się po ogrodzie, całkowicie bez sensu. Obojętnie weszłam do środka. Na moje szczęście rodziców nie było. Poprawił mi się humor, w minimalnym stopniu, ale się poprawił. Pewnego rodzaju sukces. Energicznie weszłam po drewnianych schodach na piętro, tam właśnie znajdował się mój pokój. Gdy tylko do niego weszłam, natychmiastowo rzuciłam się na łóżko. Leżąc spokojnie na miękkich poduszkach nastała chwila odprężenia. Bardzo krótka chwila. Gdy tylko zamknęłam oczy, musiałam je otworzyć. Przeszłość daje o sobie znać. Zamrugałam kilkakrotnie. Chciałam się tego pozbyć. Tego przerażającego widoku, jego... Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej. Zrobiłam kilka głębokich wdechów, aby oczyścić umysł. Tak jest za każdym razem. Chwila nieuwagi z mojej strony i daje wygrać tym pieprzonym wydarzeniom. Jestem coraz słabsza.

*
Deszcz padał strumieniami co było zadziwiające. Jeszcze kilka godzin temu niebo było niemal czyste, a słońce dawało ciepłem. Weszłam do kamienicy w której byłam "umówiona". Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Kwadrans po 20, byłam spóźniona. Szybko weszłam schodami na właściwie piętro. Stojąc przed mieszkaniem o numerze 69, zastanawiałam się czy jednak zawrócić. Ale to nie żadne rozwiązanie. Zadzwoniłam ciężko wzdychając. Minęła dosłownie chwila, aby drzwi się otworzyły, wcale tego nie chciałam. W duszy modliłam się aby nikogo tam nie było, jednak to, że mam pecha w życiu wiem nie od dziś. Carey spojrzał na mnie groźnym spojrzeniem, co mnie nie zdziwiło. Rutyna. Bez słowa weszłam do środka a on cicho zamknął drzwi. 
-Chyba nie muszę Ci mówić jak bardzo wkurwiają mnie niepunktualni ludzie.- warknął. 
-Wiem, chyba nie muszę Ci mówić, że też jestem człowiekiem.- wyszeptałam obawiając się reakcji. 
-I tu można się zastanowić.- powiedział śmiejąc mi się w twarz.
W tym momencie musiałam się zastopować. Miał rację, jestem potworem tak samo jak on. 
-Wiedziałem, że się temu nie sprzeciwisz.- zaśmiał się podchodząc bliżej mnie. 
-Zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś cholerną kurwą ?- szepnął mi do ucha, oczywiście dodając ten swój tryumfalny chichot. 
"Zdajesz sobie sprawę jakim bezlitosnym chujem jesteś"- pomyślałam. Czułam się okropnie, to on miał nade mną kontrolę. Mogłam mu wszystko wygarnąć, ale czy byłoby to słuszne i rozsądne z mojej strony? Musiałabym nie posiadać mózgu aby tak postąpić. 
-Jesteś śmieszna, wyzywam cię od najgorszych a ty ciągle nic ?- powiedział dotykając moich włosów. 
-W sumie to nie masz wyjścia.- szepnął, z siłą ciągnąć mnie za włosy. Po chwili je puścił i zrobił kilka kroków w tył. Poczułam jak moje serce zaczyna się uspokajać.
-Ty tak na poważnie ?- zapytał wbijając swój wzrok w moje oczy.
-O co Ci chodzi ?-powiedziałam zaniepokojona.
-Chcesz żeby wszyscy się dowiedzieli jaką zimną suką jesteś ? Myślałem, że Ci zależy...
-Co robię nie tak ?!- przerwałam mu, nie potrafiąc tego przemilczeć.
-Samo to, że jesteś mnie wkurwia.- powiedział zimno.
-Jakieś konkrety ?
-Nie bądź taka ciekawa, lepiej już idź zanim Ci coś zrobię.- warknął w moją stronę pokazując mi drzwi.
-Skurwiel.- wymamrotałam pod nosem, tak aby nic nie usłyszał.
-Siedź cicho.- usłyszałam za plecami, następnie szybko wyszłam.
Mam tego dość. Nie tylko tego chuja, ale reszty. On mnie tylko dobija. Ile jeszcze jestem w stanie wytrzymać ?
Gdy wyszłam z tej cholernej kamienicy, pogoda nie uległa większej zmianie. Jedynie opady się nasiliły i co kilka minut można było usłyszeć grzmot. Niezbyt narzekałam na takie warunki. Raczej jestem na tak. Czasami taka pogoda wpływa na mnie pozytywnie, a czasami jak można się domyślić nie. Ale czy to deszcz jest tego sprawcą ? Ciemne chmury ? To się tylko do tego przyczynia, reszta przychodzi sama. Dosłownie byłam mokra jak kura. Patrząc na to ile wody wylewało się z ogromnych chmur i jaką wiatr miał siłę, nie było aż tak źle. Gdy byłam już na terenie domu, mój wzrok przyciągnął pusty garaż. Czyżby rodziców jeszcze nie było ? Nie wiem z jakiej racji poczułam, że oblewa mnie fala radości. Przecież mogło im się coś stać. Wypadki chodzą po ludziach. Mimo tych czarnych myśli i tak cieszył mnie fakt, że dom stoi zupełnie pusty. Gdy uporałam się z otwieraniem drzwi, zamkniętych na każdy możliwy sposób, szybko weszłam do środka. Pogoda zaczęła się coraz bardziej psuć, a to, że rodziców nadal nie ma zaczęło mnie bardziej obchodzić. W takie warunki, nie trudno o wypadek. Wystarczy wpaść w poślizg i można pożegnać się z życiem, ewentualnie wylądować na wózku, na to samo wychodzi. Byłam naprawdę zmęczona. Cała ta rozmowa z nim, to wszystko co działo się w moim życiu trwa nadal a ten dupek mi o tym przypomina. Na początku myślałam, że ten horror się skończy, teraz wiem, że to będzie się ciągnąć do końca mojego marnego życia. Zostało mi tylko proszenie Boga aby ten koniec okazał się szybko, najszybciej jak to tylko możliwe. Podstawowe pytanie, czy Bóg istnieje ?
Byłam całkowicie przemoczona, więc wyciągnęłam z szafy czarną, koronkową piżamę. Nie zwlekając weszłam do łazienki, aby wziąć relaksujący prysznic. Różnica między deszczem a niemal gorącą wodą jest ogromna. Chociaż dawno jego zapach i obecność zbyła się z mojego ciała, dla bezpieczeństwa w dużej ilości użyłam jakiegoś owocowego żelu. W ekspresowym tempie nałożyłam na siebie wybraną piżamę i lekko wysuszyłam włosy ręcznikiem. Gdy już doprowadziłam siebie do porządku, weszłam do swojego pokoju i rozłożyłam się na łóżku. Długo oczekiwałam tej chwili. Moje zmęczenie miało już maksymalny poziom. Wystarczyło, że zamknęłam oczy i po chwili sama od siebie zasnęłam. Odbyło się bez tego dobijającego czasu na rozmyślanie. Chwała Bogu.

*

Środek nocy, przynajmniej tak mi się wydawało. Usłyszałam jakieś trzaski i momentami nieudany szept. Od razu przyszli mi do głowy rodzice. Podniosłam się i wzięłam do ręki telefon, który znajdował się na białej nocnej szafce. Godzina 2:38, czyżby dopiero wrócili ? Dźwięki wydobywające się z kuchni ciągle trwały, można nawet powiedzieć, że się nasiliły. Odłożyłam telefon na miejsce a sama wstałam, oczywiście zachowując ostrożność, która była wskazana. Z trudem stałam na nogach, jeżeli mam być szczera czułam się jak na jakimś haju. Późna godziną, ja widzę podwójnie... Próbowałam dotrzeć na schody, w tym celu spokojnie się poruszałam, aby nie była żadnych zbędnych akcji. Podsumowując nie chciałam im przerywać, wyglądało to bardzo poważnie. Gdy znalazłam się już na korytarzu, usiadłam na ostatnim schodzie. Widziałam ich. Ich twarze. Ta złość. Rzeczywiście to nie zwykła rozmowa. 
-Zachowujesz się jak dziecko ?!- powiedziała cicho mama, chodząc w kółko.
-Słuchaj, próbuję dość do jakiegoś w miarę racjonalnego rozwiązania.- warknął ojciec, niespokojnie przeszukując kieszenie swoich spodni. 
-Rozwiązanie jest jedno.-powiedziała załamanym głosem.
-To zniszczy naszą rodzinę, czy do ciebie to nie dociera ?!- krzyknął, odpalając znalezionego papierosa.
-Ciszej..
-Masz inny pomysł, wiesz, że innego wyjście nie ma.- dodała po chwili.
-Licz się z tym, że wszystko co było się rozpierdoli.- po tych słowach było tylko głośnie trzaśnięcie drzwiami. 

***

No i pierwszy rozdział już jest. Nie wiem czy mi się udał, jak go na początku czytałam to wydawał się w miarę okej, ale teraz to... Najlepiej będzie jak ocenicie sami. : ) Jak widać, Justina jeszcze nie ma, ale w następnym rozdziale już go zobaczycie. No właśnie, jeżeli chodzi o drugi rozdział to jest już prawie gotowy, więc to zależy od was, kiedy go dodam. Jak możecie zauważyć główna bohaterka skrywa pewien sekret... Jeżeli chcecie się dowiedzieć co ją gryzie to czytajcie ! : D 
Proszę aby każdy kto to przeczyta, napisał komentarz, liczę się z opiniami innych, chcę wiedzieć czy wam się podoba czy nie... Więc: 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ 

Jeżeli piszesz jakieś opowiadanie, to możesz śmiało napisać pod komentarzem, poczytam. : ) 

wtorek, 4 czerwca 2013

Prolog.


Każdy człowiek zatrzymuje pewne rzeczy tylko w swoim umyśle. 
Nie pozwala aby reszta świata dowiedziała się o prawdzie.
Jednak w życiu pojawiają się różne osoby, które powodują różne
wydarzenia. Czasami nasze zamiary są niczym, bo zjawi się człowiek
który spieprzy wszystkie starania. Może na starcie wydaje się, że
wszystko zniszczone, życie zrujnowane jak ty sam... ale i tak kiedyś
samo przerosłoby cię te duszenie przeszłości.  

 TAK CZY INACZEJ TWÓJ ŚWIAT SPIEPRZY SIĘ. TO WAŻNE KIEDY ?



*

Jak można zauważyć prolog jest krótki, minus na sam początek ale cóż nie miałam pomysłu
na coś lepszego więc postanowiłam opublikować to. Właściwie nic nie zdradza, ale jest zwiastun który powinien chociaż w małym stopniu przedstawić fabułę. Już teraz zaznaczę, że postać Justina może wam przypominać Dangera, no i tu koniec. Fabuła będzie odbiegała od Dangera, już na samym starcie się przekonacie. : ) 
Jeszcze jedno. Szablon może być mylny. Jak widać na szablonie jest Barbara a główna bohaterka to Miley i wiecie zmieniłam w ostatnim momencie, uznając, że tak będzie lepiej. Jak się zamknie oczy to nawet nie ma różnicy. 
Tak będą wulgaryzmy i tak będą sceny erotyczne (wiem, że to lubisz) 

JEŻELI TO PRZECZYTASZ, NAPISZ KOMENTARZ.